Mieczysław Grydzewski opublikował kiedyś w londyńskich „Wiadomościach” wyimki z książki. Dokumentującej ostatnie słowa, jakie wypowiedzieli na łożu śmierci Sławni i Znani. Z tym łożem to zresztą przesada. Prowadzona na stracenie zabójczyni Marata Charlotte Corday odepchnęła typka obsługującego gilotynę:
– Jestem ciekawa – szepnęła. – Nigdy dotąd nie widziałam tego wynalazku.
Inni (już za chwilę nieboszczycy) starali się dobrze wypaść w oczach pamiętnikarzy i przyczynkarzy. Stąd troska o aforystyczną celność, niebanalność sformułowań. Heine, mimo odleżyn, dowcipkował:
– Bóg mi wybaczy. To przecież jego zawód.
Hokusai, chytry Azjata, postawił na skromność:
– Gdybym żył jeszcze pięć, no niechby sześć lat – zostałbym niezłym malarzem.
Oscar Wilde biadał, że tapeta w pokoju hotelowym jest tandetna.
– Albo zniknę ja, albo ta tapeta – przymykał oczy, żeby nie patrzeć na mieszczański kicz.
Kiedy jednak odgadł, że to już koniec – błysnął maksymą:
– Umieram tak jak żyłem: nad stan.
W książce sprzed lat zabrakło słów przypisywanych Grecie Garbo. Gwiazda zdobyła się na firmowy uśmiech:
– Chcę zostać spalona. Razem z całą ludzkością!
Imponuje taki minimalizm. A u nas, co? Opowiadano mi o złośliwym staruszku. Zgromadził przy wyrze całą rodzinę. Popatrzył na nich z perspektywy wieczności.
– Zapomniałem wam powiedzieć, że zapisałem się do AWS. Teraz jesteśmy kwita, bo dotąd ja musiałem wstydzić się za was.
„Mimozami jesień się zaczyna” – śpiewa Niemen. Mimozami? Animozjami raczej. Nawet dzieciaczki przy trzepaku śledzą pilnie to, co się dzieje. Wskakując na hulajnogę zadają zagadki z gotową odpowiedzią:
– Dlaczego przewodniczący Krzaklewski chce, żeby była tylko jedna partia?