Ameryka jest krajem religijnie gorącym. Tajemnica wiary pasjonuje i inspiruje Amerykanów. W Ameryce pisze się najgrubsze książki o polskim papieżu. Biografie Jana Pawła II pióra Tada Szulca czy George’a Weigela są hitami tak samo w Polsce. Ale na telewizyjny dokument Helen Whitney „Jan Paweł II. Papież Tysiąclecia” rzucono się u nas, jakby nakręcił go Ali Agca.
Stało się tak może przez polską powyborczą gorączkę i wietrzenie we wszystkim zmowy komunistów. Na pewno jednak krytycy nie kierowali się meritum. Według z góry przyjętego schematu uznali film za dzieło szkodliwe, wypaczone, krzywdzące. Czytając protesty i oświadczenia przeciwko „Papieżowi Tysiąclecia”, ma się wrażenie, że cofnęliśmy się w epokę wymuszanych publicznych samokrytyk. Tylko podsądni mają inne kryptonimy: kręgi liberalne, dysydenci wewnątrz Kościoła, ateiści, środowiska laickie i żydowskie.
Polityka
44.2000
(2269) z dnia 28.10.2000;
Kraj;
s. 20