Gdy już się wydawało, że wszystko co tylko mogło nas spotkać z okazji kończącego się Roku Bachowskiego (250 rocznica śmierci kompozytora), już nas spotkało, na rynek fonograficzny trafiają „Wariacje Goldbergowskie” Murray’a Perahii. Nagrane przez niego i wydane przed niespełna rokiem na dwóch albumach Suity Angielskie, muzyczny świat przyjął niezwykle entuzjastycznie (liczne nagrody, tytuły albumów roku). I nie ma w tym przesady, Perahia to fachowiec doskonały. Czym tym razem mógł zaskoczyć koneserów-erudytów, którzy już na części pierwsze rozebrali wszystkie trzy rejestracje Glenna Goulda, porównując je do dziesiątków innych, mniej lub bardziej wybitnych?
„Wariacje Goldbergowskie” u Perahii są niezwykle eleganckie, wręcz salonowe. Jest w nich więcej francuskości niż zimnej precyzji. To zdecydowanie interpretacja godna miana Bacha przełomu tysiącleci, coś o czym cały muzyczny świat mówić będzie długo i dobrze. Choć pewnie znajdą się przeciwnicy, wytykający artyście zbytnią romantyczność, eteryczność w wolnych tempach. Wątpliwości znikają po drugim, trzecim przesłuchaniu, bo to zwyczajnie nieprzeciętna płyta. PIW
[dla koneserów]
[dla najbardziej wytrwałych]
[dla mało wymagających]