Archiwum Polityki

Wersja autorska

Karierę robi termin – wersja autorska. Ma to sens: najlepszy ze światów to przecież wersja autorska. A ludzie, prarodzice zwłaszcza? Wąż-korektor niewiele miał do gadania. To jest do syczenia. Nie tylko artyści dopiero wtedy są spełnieni, gdy to, do czego się przyłożyli, odpowiada ściśle ich wizji. Choćby pojękliwej i biadolącej. Opowiadano mi o facecie, który spotkawszy znajomka wydał z siebie westchnienie:

– Ani mięsa, ani masła, ani cukru...
– Mówi pan o sytuacji na Białorusi? – przerwał mu upolityczniony znajomek.
– Ależ skąd! Mówię o swojej diecie.

Inną wersję autorską poznałem wsłuchując się w pomruk wędkarza stojącego na wiślanej łasze:
– We wszystko uwierzę. Tylko nie w to, że są narody utrzymujące się z rybołówstwa.

W Dwudziestoleciu reżyseria zdarzeń, zgodna z własnym scenariuszem, wolna od ingerencji cenzorskich należała do ulubionych zabaw. Jeden z głośnych poetów zwierzył się przyjacielowi (również poecie z nazwiskiem), że wpadła mu w oko panienka. Nieśmiała, wstydliwa, chowana w domu, gdzie prorodzinność piętrzy się aż po sufit. Poeta zaproponował przyjacielowi, by przespacerował się z nim do tego domu na popołudniową herbatkę. Podano ją w saloniku. Na kanapie siedziały panie: obiekt uczuć i mamunia. Sztywne, jakby właśnie wyjęto je z formaliny, zapięte pod szyję, nudne kwintesencją mieszczańskiej nudy. Tematem rozmowy stała się pogoda – o tym rozmawia się najbezpieczniej. Nagle mamunia odsunęła talerzyk z niedojedzonym ciasteczkiem, mrugnęła na córę i w ciągu sekundy obie godne damy zrzuciły z siebie szatki. Przyjaciel poety o mało nie zemdlał. Doszedł do siebie dopiero wówczas, gdy usłyszał wyjaśnienie: panie zostały wynajęte i za forsę nakłonione do zagrania ról cnotek.

Polityka 44.2000 (2269) z dnia 28.10.2000; Groński; s. 110
Reklama