Wśród tłumów, które przybyły manifestować, roiło się od wąsatych mężczyzn, identycznych niczym niesione portrety, na których figurował Saddam w różnych wcieleniach: młody, z dzieckiem na ręku, w mundurze, w garniturze i z krawatem, z piórem lub telefonem w dłoni, z aparatem fotograficznym, modlący się w meczecie, klęczący na kolanach, z chustą arabską na głowie lub w charakterystycznym berecie irackiej partii socjal-nacjonalistycznej BAAS. Nawet małe dziewczynki wyrażały wszechobecny kult wodza, maszerując z dumą na czele tłumu, ubrane w zielone uniformy, przepasane wojskowym pasem i z orderem na piersi. Jedyną wyróżniającą się osobą był wice-Saddam – Izaat Ibrahim, nowy sekretarz partii BAAS, który od niedawna przejął funkcję po Husajnie w ramach „demokratyzacji” reżimu. Ma jasną karnację i dwa mocno podkręcone, rude wąsiska.
Wykrzykując entuzjastycznie „Saddam! Saddam!”, przed trybuną honorową przemaszerowały najpierw dzieci przebrane za kwiaty, a potem kadeci, zasłużeni, kobiety i mężczyźni. Wszystko miało powab pochodu pierwszomajowego: sztandary, chorągiewki, sztuczne kwiaty i asfalt, ozdobiony mozaikami wymalowanymi emulsją. Nowy sekretarz – Izaat Ibrahim z zadowoleniem pozdrawiał tłumy. Zszedł potem z trybuny, by podzielić tort Saddama i w zastępstwie jubilata poczęstować nim najwierniejszych. Duże porcje ciasta na plastikowych talerzach i chłodną pepsi-colę ze słomką rozniesiono wśród obecnych gości, aby mogli zjeść i wypić za zdrowie nieobecnego.
Pojawił się dopiero wieczorem, w telewizji. Siedział na krześle wielkim jak tron. Mrużył oczy jak stary lew i czasami podkręcał czarnego wąsa.