Archiwum Polityki

Papierowe wykroje

[dla koneserów]

„Krawca” Sławomir Mrożek napisał w 1964 r., tuż po „Tangu”, po czym włożył do szuflady na ponad dziesięć lat. Tłumaczył się mimowolną zbieżnością pomysłu z Gombrowiczowską „Operetką”; bał się oskarżenia o plagiat, zwłaszcza że Gombrowicz był na cenzuralnym indeksie i konfrontacja nie wchodziła w grę. Czy to był jednak powód jedyny? Wolno domniemywać, że sztuka ta nie zajmie eksponowanego miejsca pośród dzieł pisarza. Jej koncept – o tym, kim jest człowiek w naszej cywilizacji, decyduje strój, krawiec jest bogiem, rewolucjoniści tak naprawdę chcieliby jedynie porządnie się ubrać – pasuje lepiej do felietonu niż do teatru. W ustach aktorów szeleści papierem i trzeba tytanicznych wysiłków, by szelest zagłuszyć. Niedawno w telewizji Michał Kwieciński ściął gadulstwo do minimum, a rolę krawca-stworzyciela powierzył Andrzejowi Sewerynowi: jego ekspresja podtrzymywała temperaturę przedsięwzięcia. W tych dniach na małej scence pod Ratuszem przypomniał „Krawca” krakowski Teatr Ludowy. Reżyser-debiutant Tomasz Wysocki spróbował rozbudować stronę widowiskową, zaplanował fanfarowe wejścia postaci, liczne zmiany strojów, skrzypka na żywo towarzyszącego akcji. Osiągnął efekt odwrotny: na tle dynamicznych działań, tyrady sprawiały nieodparte wrażenie wysilonej demagogii. Nie mieli szans na obronę bohaterów ani Andrzej Deskur (jednowymiarowy Carlos), ani Maja Barełkowska (Nana), ani nawet pożyczony z Zakopanego Piotr Dąbrowski (monotonnie demoniczny Krawiec). Za to Dariusz Gnatowski ciekawie zarysował rozterki swego Onuca, chama rozdartego między cywilizacyjne aspiracje a powinności wynikające z funkcji wodza barbarzyńców.

Polityka 11.2000 (2236) z dnia 11.03.2000; Kultura; s. 48
Reklama