Archiwum Polityki

Jestem ofiarą porno

Osłupiałem, dosłownie, na wiadomość, że Sejm uchwalił ustawę o zakazie pornografii. Jak to jest możliwe, by w 2000 r. parlament dość dużego kraju w pobliżu Europy zachował się jak przysłowiowa ciotka z minionych epok, obskurancka, wsteczna, zacofana, przesądna, z maniackimi kompleksami? Niech spróbuję, na mój własny użytek, w tym się rozeznać.

Zobaczmy, jak brzmi uzasadnienie. Poseł Zdzisław Szymański komentuje na mównicy sejmowej: „Skutki pornografii są zgubne dla ludzi i rodzin”. O. Adam Schulz: „Pornografia narusza ludzką godność”, ustawa jest „obroną społeczeństwa”. „Pornografia jest patologią kulturową i zaprzeczeniem humanizmu” – oświadcza abp Józef Życiński. „Jest zniewagą i poniżeniem człowieczeństwa” (ks. Adam Boniecki, redaktor „Tygodnika Powszechnego”). Ustawa służy „publicznemu bezpieczeństwu” (ks. Marek Sapryga, POLITYKA 10).

Otóż jest dokładnie odwrotnie, słowo w słowo i litera po literze: pornografia jest wentylem bezpieczeństwa i wyzwala społeczeństwo od groźnych obsesji. Co zostało ponad wątpliwość ustalone przez komisje profesjonalne, działające od przeszło pół wieku. Jak to się stało, że Sejm powziął uchwałę ot tak sobie, z wtorku na środę, bez konsultacji ze społeczeństwem, bez powołania fachowego zespołu doradczego, bez uwzględnienia wyników światowych badań naukowych? A przecież są one dostępne od ręki i ja sam mam je pod łokciem, gdy to piszę:

Raport powołanego przez departament stanu USA komitetu, wyłonionego przez Instytut Kinseya. Orzeczenia podobnych konwentykli, zorganizowanych w RFN w 1962 r. oraz 1968 r., na podstawie których pornografię dopuszczono do obiegu. Badania statystyczne przeprowadzone w Szwecji po zwolnieniu zakazu cenzury: przestępstwa typu seksualnego w dekadzie 1950–1960 zmniejszyły się o 42 proc.

Ten fakt może wyglądać zaskakująco dla obserwatora naszych dyskusji rozpętanych z tej okazji: występował tam raz po raz argument o wpływie pornografii na gwałty seksualne, przy tym używali go zarówno przeciwnicy, jak zwolennicy: ci ostatni twierdzili, że obecność w naszym kraju sex-shopów nie przyczyniła się do powiększenia przemocy seksualnej: jest jej tyle co zawsze.

Polityka 12.2000 (2237) z dnia 18.03.2000; Kultura; s. 50
Reklama