Archiwum Polityki

Vivat Malicki!

Z dużą przyjemnością przeczytałem niedawno stronniczą, nawet bardzo stronniczą, ale z werwą napisaną książkę „Marszałek Piłsudski a Sejm” (wydanie 1936). Wszystkim wielce polecam, bo odmalowany w niej obraz Sejmu Rzeczypospolitej skłóconego, rozwrzeszczanego, na koniec ogłupiałego pasuje wypisz wymaluj do naszych czasów. Nie o to jednak tym razem mi chodzi. Na stronach 400–460 opisane są obszernie wydarzenia z 31 października 1929 r. nazwane potem przez opozycję „najściem pułkowników na Sejm”.

Jak pamiętamy, tego dnia kilkudziesięciu oficerów zebrało się w westybulu sejmowym, żeby urządzić klakę mającemu przybyć Piłsudskiemu. Marszałek Sejmu Ignacy Daszyński uznał to, nie bez przesady, za wywieranie presji na izbę i po daremnej próbie wyproszenia wojskowych postanowił nie otwierać sesji. Przybył Piłsudski w towarzystwie Sławoja Składkowskiego i Becka, po czym wywiązał się ów smakowity dialog nie świadczący zresztą najlepiej o kulturze życia politycznego w będącej naszym wzorem II Rzeczypospolitej:

Daszyński (wskazując na Składkowskiego i Becka): – Może pan generał i pułkownik zostaną... (wskazuje na przyległy do gabinetu pokoik).

Piłsudski: – Nie, pan przekręca wszystko i dlatego wziąłem dwóch świadków. Słyszałem, że miał pan jechać do Pana Prezydenta, więc nie przychodziłem. Teraz widzę, że pan tu jest, więc przychodzę i chcę pana spytać, po co robi pan tę hecę. Czy ja mam długo czekać na otwarcie Sejmu? Czemu pan nie otwiera Sejmu! Co znaczą te hece!?

Daszyński: – Czy to, że tu są panowie oficerowie w Sejmie?

Piłsudski: – Nie, nie to, ale to, że pan nie otwiera posiedzenia Sejmu? Czegoż pan go nie otwiera?

Polityka 42.2006 (2576) z dnia 21.10.2006; Stomma; s. 119
Reklama