Archiwum Polityki

Tylko nie kicz

Chciałabym odnieść się do artykułu „Melomolekuły” Edwina Bendyka [POLITYKA 40]. Otóż pan Bendyk trafnie ujął sposób pisania Janusza L. Wiśniewskiego, nazywając książki pisarza melodramatami. Owszem, chcąc nie chcąc muszę się z tym stwierdzeniem zgodzić. Ale nie mogę przystać na kolejne określenie: kicz. Nie są to utwory kiczowate choćby dlatego, że nie przemawiają wyłącznie do gustów niewyrobionych, małowyrafinowanych, do niewymagających czytelników. Tak nie jest. Fakt, iż Wiśniewski używa języka melodramatu, bardzo oddziałuje na emocje, jest sentymentalny, w naturalistyczny wręcz sposób opisuje stany uczuciowe i (nierzadko intymne) zdarzenia – nie jest bynajmniej powodem, by nazywać „S@motność w sieci” czy „Zespoły napięć” kiczem lub, o zgrozo, harlequinem. Owszem, nietrudno zauważyć, że styl prozy Wiśniewskiego jest we wszystkich jego książkach podobny, powtarzają się wręcz pewne stwierdzenia, wysoko nacechowane emocjonalnie frazy – „potłuc komuś duszę” itp. I to niestety nie jest dobre z literackiego punktu widzenia. Jednak warto spojrzeć na styl powieści czy opowiadań Wiśniewskiego z innej strony. Przeżywając z bohaterami wielkie dramaty, identyfikując się z nimi, odkrywamy swoje wnętrze, widzimy, że nie należy się bać uczuć, niejako więc wyzwalamy się z targających nami namiętności, z ukrywanych gdzieś głęboko emocji. Działa to jak grecka tragedia. Że sztuka przynosi moralne i duchowe oczyszczenie, w to się dziś nie wątpi. Więc dlaczego by nie miały książki takie jak „S@motność...” nas nie poruszać? Nie twierdzę, że należy oddawać się jedynie ekstatycznym uniesieniom i zajmować się jedynie twórczością, jaka nas wzrusza. O nie! Sama czytam Wiśniewskiego tylko w przerwach między poważnymi pozycjami.

Polityka 42.2006 (2576) z dnia 21.10.2006; Listy; s. 122
Reklama