Ludziom języki rozwiązują się powoli. – Wiele by jeszcze spraw wyszło, ale boją się, bo Jarosz ma kasę i jest bezkarny. Nadal ma potężnych przyjaciół w Kościele, w Radiu Maryja, telewizji Trwam – mówi jeden z pracowników uczelni.
Antoni Jarosz został odwołany z funkcji rektora ponad rok temu. Aby tego dokonać, konieczne było ustanowienie lex Jarosz: Sejm musiał zmienić ustawę o szkolnictwie wyższym, bo wcześniejsza wiązała ręce ministrowi, Jarosz przez całe lata był nietykalny, odwołać go mógł jedynie senat uczelni, a ten stał za rektorem.
Były rektor spędził w areszcie blisko rok, kiedy Prokuratura Rejonowa w Rzeszowie prowadziła przeciwko niemu dochodzenie i kiedy przed sądami w Rzeszowie i Jarosławiu toczyły się procesy. Robił wszystko, żeby postępowanie utrudnić, okaleczał się, symulował chorobę i zasłabnięcia.
Ostatecznie sąd potwierdził wszystkie 21 prokuratorskie zarzuty i skazał Jarosza na pięć lat więzienia, pięcioletni zakaz wykonywania zawodu nauczyciela i grzywnę. Owe przestępstwa to głównie czerpanie korzyści majątkowych i płatna protekcja, przyjmowanie i żądanie łapówek. Prokuratura ustaliła, że na osobistym koncie w banku zgromadził oszczędności w kwocie pięciu milionów złotych. Ale żaden z wyroków, jakie zapadły, nie jest prawomocny. Jarosz przebywa na wolności i mało kto w Jarosławiu wierzy, że kiedykolwiek dosięgnie go sprawiedliwość. W jego obronie kilka miesięcy temu wystąpiła osobiście prokurator apelacyjna w Rzeszowie. Przyznała, że była interwencja z Warszawy, od samego ministra Ziobry. (Ta sama prokurator stała się nieco później bohaterką głośnego skandalu w związku z kradzieżą bielizny w jednym z supermarketów).
Jarosz na wolności natychmiast odzyskał wigor. Kilka tygodni temu spowodował kolizję drogową w Przemyślu, a wkrótce potem jego słynny już Golf zderzył się nocą na skrzyżowaniu w Rzeszowie z innym samochodem.