Archiwum Polityki

Telenowela

Aneta to Izaura. Łyżwiński to Leoncio. Albo coś takiego. Tak było od poniedziałkowego poranka do piątkowego wieczora. Potem role zaczęły się zmieniać. Skoro Izaura kłamała, może to jednak ona jest czarnym charakterem? A może jest tylko bezbronnym narzędziem? Może za wszystkim stoi żądny władzy Don Donald? A może nawet sam diaboliczny Don Adam?

W naszej polskiej politycznej telenoweli wszystko może się zdarzyć. Możliwe są różne scenariusze. Możliwe są gwałtowne zwroty akcji. W każdej chwili może się na przykład okazać, że próbki DNA zostały podmienione na rozkaz Don Jarosława albo Don Andrzeja. A może scenarzysta chwilowo ukryje przed nami tę prawdę? Albo może podmieniono nie próbki DNA, lecz dzieci? Może już przy porodzie, a może przed badaniem.

Jedna pani w sklepie zwróciła mi uwagę, że przecież nie wiadomo, dlaczego Aneta tak chowa twarz dziecka. Jej zdaniem jest prawdopodobne, że wzięła pieniądze i na pobranie próbek przywiozła inną dziewczynkę. Ale kto jej zapłacił? I za co? A może ktoś ją zastraszył? Może jej prawdziwą córeczkę porwano albo podmieniono w szpitalu, a dostarczono jakieś obce dziecko, które miała zawieźć na badania? Cały naród wyszkolony na „Dynastiach”, Izaurach, „Plebaniach” zadaje sobie teraz tego rodzaju pytania. I cały naród pisze tę telenowelę w tysiącach wariantów, które fachowcom z Hollywood i Rio nie przyszłyby do głowy. A przynajmniej nie w takim wysyceniu.

Jako osoba rozpoznawana w kolejkach czy taksówkach wciąż zbieram najrozmaitsze warianty tego scenariusza pisanego wzmożonym wysiłkiem zbiorowej wyobraźni. Gdyby go przenieść na ekran, moglibyśmy mieć globalny telewizyjny szlagier. Tę aferę niosą bowiem trzy wielkie wehikuły kultury masowej – przemoc, seks i władza. W dodatku – jak w żadnej poprzedniej – splatają się w niej te archetypy, mity i stereotypy naszej cywilizacji, które dotykają najczulszych punktów obecnej epoki – społecznych nierówności, wykluczenia, upośledzenia kobiet, prywatności, upublicznienia życia intymnego, roli sensacji w mediach i niewydolności masowej demokracji. W tym sensie seksafera nie jest tylko kolejną aferą.

Polityka 50.2006 (2584) z dnia 16.12.2006; Temat tygodnia; s. 20
Reklama