Archiwum Polityki

Raz, a dobrze

Ile prezentów, które znajdziemy pod choinką, za rok, dwa skończy swój żywot w śmietniku? Od zapalniczek i długopisów po nienaprawialne żelazka – otacza nas coraz więcej przedmiotów jednorazowego użytku. To efekt chłodnej kalkulacji producentów, którzy chcą sprzedawać i zarabiać coraz więcej.

Nasza wigilijna opowieść o jednorazówkach zaczyna się jesienią 1948 r. na podparyskim lotnisku Le Bourget. 34-letni Francuz Marcel Bich otula się szalem, który chroni go przed podmuchami zimnego wiatru. Zna dobrze to lotnisko – w czasie wojny służył tu jako mechanik. Nasłuchał się wtedy narzekań pilotów na zawodny sprzęt – chronometry, radia, a nawet wieczne pióra, które na dużych wysokościach odmawiały posłuszeństwa tak, że nie dało się nic wykreślić na mapach. Marcel Bich, syn inżyniera, przed wojną pracownik fabryki atramentu, który dorabiał sprzedając po domach latarki, potrafi przynajmniej rozwiązać ten ostatni problem. Za kilkanaście godzin wysiądzie w słonecznym Buenos Aires, gdzie zrobi interes swego życia.

Spotka się tam z braćmi Biro, węgierskimi Żydami, których wojenna zawierucha rzuciła do stolicy Argentyny. Laszlo i Georg, dziennikarz i chemik, skonstruowali i opatentowali długopis kulkowy. Ale ich wynalazek, choć zrobił karierę wśród wielbicieli ówczesnych gadżetów, był znacznie droższy od pióra i bardziej od niego zawodny. Ponadto wymagał częstego napełniania. Firma braci Biro upadła. O ich perypetiach dowiedział się we Francji Marcel Bich. Od kilku lat pracował nad własnym patentem na długopis i atrament. Bich kupił od braci prawa do konstrukcji. Potem pracował nad obniżaniem kosztów produkcji. Zastosował plastik i własny atrament. W 1950 r. wprowadził do sprzedaży długopis jednorazowy, który po zużyciu po prostu się wyrzucało. Przedsiębiorczy Marcel nazwał go – podobnie jak całą firmę – Bic, bo było to prościej wymówić niż jego pełne nazwisko. Jednorazowy długopis odniósł oszałamiający sukces rynkowy.

Żółta rewolucja

Producenci wiecznych piór, kosztownych i kupowanych dotąd przez zamożnych klientów, grzmieli o upadku obyczajów i tandecie.

Polityka 51.2006 (2585) z dnia 23.12.2006; Gospodarka; s. 50
Reklama