Archiwum Polityki

Słyszeć oczami

Dla nich to dobrze, że tej zimy tak długo nie było śniegu. Śnieg zagłusza dźwięki, tak jakby na świecie rozłożyć dywan. Nie słychać wtedy trawy ani błota, ani krawężnika. Ale ludzie mówią, że zima jest piękna.

Gdy zimą Anka idzie drogą do stacji w Jesionce, dwie stacje za Żyrardowem, inaczej niż wszyscy widzący we wsi nie myśli o byle czym, nie delektuje się powietrzem. Gdy spadnie śnieg, jest najgorzej. Biała laska stuka o drogę jak o dywan i nie słychać świata. Jesienią, gdy zbliżasz się do drzewa, słyszysz liście. Ten odgłos ostrzega, że trzeba ominąć gałęzie. Zima zmienia gałęzie w milczące patyki. Anka idzie, wyciągając rękę przed siebie, żeby się nie nadziać na nie. Delikatnie, jakby się bała zaczepić o powietrze. Zimą zmysły Anki mają do dyspozycji tylko strzępy tego, co można wyłowić w innych porach roku.

Trzęsie się ziemia pod podeszwą – nadjeżdża pociąg do Warszawy. Na drugiej stacji od Jesionki wsiada najwięcej ludzi – to już Żyrardów. Kilka stacji dalej drzwi otwierają się na tę samą stronę, na którą otwierają się u niej w Jesionce – to Grodzisk. Ktoś wyjmuje coś szeleszczącego. Pewnie delicje, bo torebka foliowa ociera się o plastikowe opakowanie. Potem pociąg wjeżdża w tunel przed Dworcem Zachodnim i zmienia tor na lewy. Zamęt. Przestrzeń dostaje nagle rogów – to już Warszawa. Syntetyczne „Jingle bells” w podziemnych barach irytuje – jakby zacięła się stara płyta. – Co pani, przez ścianę chce przejść?! – krzyk kogoś z tłumu. Głowa chowa się w ramiona, żeby nie nadziać się na jakieś przedziwne kanty w kształcie gumowej łapy Heya, plastikowej brody świętego Mikołaja i czegoś tam jeszcze.

W soboty Anka podróżuje trasą Jesionka–Warszawa na podyplomowe studia z psychoterapii. W tygodniu jako magister psychologii pracuje z dziećmi w wiejskich szkołach. – Kochani, nie podnosimy rąk, ponieważ ja tego nie zobaczę, proszę mówić swoje imię – zaczyna każdą lekcję w nowej klasie.

Polityka 51.2006 (2585) z dnia 23.12.2006; Społeczeństwo; s. 122
Reklama