Archiwum Polityki

IV RP od łoża do łoża

Święta, święta – nareszcie wiadomo, jaka jest różnica między komuchowatym Dziadkiem Mrozem a swojskim Świętym Mikołajem. Dziadek Mróz zjawiał się w stanie wskazującym na spożycie w towarzystwie pijaczków, Święty Mikołaj przychodzi z aniołkiem – pozyskanym wcześniej TW – przynosząc do wglądu teczki bądź drugoobiegową książkę księdza Isakiewicza-Zaleskiego. W wypadku tego kapłana zyskał na aktualności szacowny cytat: „A Znak nie będzie mu dany”. Idealny prezent dla polityków pod choinkę to lustro z wygrawerowaną sentencją: Inni nie są piękniejsi.

To się zgadza. Wiele lat minęło od chwili, gdy Boy napisał głośny szkic „Zmierzch kochanka”. W II RP kochanek to była instytucja. Tyle że posługująca się prywatną forsą. Nie wypadało mieć całuśnicy za państwową kasę. Obowiązywało to nawet podczas ulicznych kwest. Zaczepiony przez potrząsających puszką bawidamek zadał pytanie:
– Na co kwestujecie?
– Na upadłe dziewczęta, potrzebujące wsparcia.

Piękniś cofnął rękę z portfelem.
– Dam bezpośrednio – wyjaśnił.

Trzeba bowiem przyznać: ówcześni amanci popisywali się pańskim gestem, do głowy by im nie przyszło, że można obiektowi adoracji załatwić marną premię, urzędniczy awans. Należało się pokazać, zaszpanować, jak byśmy dziś powiedzieli. Aga Khan, facet z listy najbogatszych, bawiąc w Warszawie (lata dwudzieste) wdał się w romans z tancereczką piękną Józią. Józia grała dotąd ogony, jej nazwisko drukowano na afiszu maczkiem. Teraz z dnia na dzień stała się gwiazdą, solistką, docenioną przez dyrekcję. A jak można było jej nie docenić: Aga Khan ze swoją świtą rezerwował miejsca w lożach, kupował wszystkie bilety na kolejne spektakle.

Polityka 51.2006 (2585) z dnia 23.12.2006; Groński; s. 142
Reklama