Archiwum Polityki

Wołowiec z kością

Z perspektywy warszawskiej kawiarni Czarne, Wołowiec i okolice to kraina mityczna, nasycona osobliwym światłem i frazą Andrzeja Stasiuka. Kraina, w stronę której chciałoby się podążać, aby przeżyć zachwyt, a może i duchowy przełom. Ale gdy wspinasz się łagodnym wzniesieniem od Gorlic, Sękowej i Małastowa, widać tylko dotkliwy brak, narastające rozrzedzenie materii.

Gdy niemiecki tłumacz „Dukli” przyjechał w Beskid Niski, rozejrzał się i powiedział do Andrzeja Stasiuka: – O Boże, teraz jeszcze bardziej podziwiam twoje pisarstwo. Przecież tu nic nie ma.

To, co materialne, namacalne, to dystans do przebycia. Jeśli istnieje coś poza nim, i tak trzeba tam najpierw dojechać, dojść, doczłapać się, co nie jest łatwe, bo wieje, nadciąga mrok, a buty opadają w błoto z wilgotnym westchnieniem.

Z Górki Banickiej widać, jak szosą od Wołowca wspina się blade światło. Samochód sunie w stronę Krzywej, a potem skręca w lewo i opada w dół, gdzie rozrzedzona, ciemna materia nieoczekiwanie gęstnieje, aby za chwilę nabrać przyjaznych kształtów Gościńca Banica.

I olśniło nas

Żółknie modrzew, mówię wam, zaraz będzie zima – wzdycha Jola Nowak, głaszcząc Kuśkę. Kuśka, wielki leniwy kot, pręży się, a Jola wraca do opowieści o historii Banicy, na której kiedyś rządzili Ambroży i Ela, potem na zmianę Duży Misiek i Rysiek, potem Jędrek z Zakopanego, co nie lubił turystów, a potem Stasiek Pusta Flacha.

Kiedy schronisko wystawiono na przetarg, kupili je Jola i jej mąż Tomek, którzy znali to miejsce wcześniej, chociaż do głowy im nie przyszło, żeby tu mieszkać. – Aż któregoś razu szliśmy sobie z Magury, zobaczyliśmy Banicę po raz kolejny i nas olśniło – mówi Jola. Chałupa była zrujnowana, w pokojach śmierdziało ksylamitem. Jola i Tomek zaczęli remont. Ale kiedy tylko ich Banica nabrała nowego wyglądu, stało się. Na miejscu był wtedy tylko ich syn Jędrek, który z kolegami uczył się do matury. Jędrek pamięta, że świeciło słońce, jeden z kolegów poszedł się przejść, a jak wrócił, powiedział, że dach mocno paruje.

Polityka 44.2005 (2528) z dnia 05.11.2005; Na własne oczy; s. 116
Reklama