Piotr Bykowski, wielkopolski biznesmen, założyciel Drewbudu i Banku Staropolskiego, przekonuje, że został ofiarą zamachu, z którego na szczęście uszedł cało, lekko tylko zraniony w nogę i w rękę. Teraz leżąc w szpitalu zapewnia, że wkrótce wyjdzie, by znów uczestniczyć w procesie, w którym jest oskarżony o spowodowanie upadłości Banku Staropolskiego (obszernie pisaliśmy o tym w POLITYCE 39, „Zemsta Bykowskiego”). W jej wyniku 40 tys. osób straciło oszczędności, nierzadko znaczne. Ta upadłość pogrążyła imperium Bykowskiego, a jego perła w koronie – Invest Bank – dostała się w ręce Zygmunta Solorza. Bykowski, po aresztowaniu w 2000 r. pod zarzutem doprowadzenia Banku Staropolskiego do upadłości, skoczył z drugiego piętra na dziedziniec poznańskiego sądu, co zaowocowało dwuletnim pobytem w szpitalu i niemożnością rozpoczęcia procesu (zaczął się dopiero we wrześniu br.). To skłania do spekulacji, że i obecny zamach mógł wyglądać niezupełnie tak, jak sugeruje Bykowski. Zwłaszcza że tego samego dnia informowali o nim dziennikarzy jego współpracownicy, wyraźnie dając do zrozumienia, że mógł za nim stać Zygmunt Solorz. Sam Bykowski wcześniej również mówił „Polityce”, że boi się zamachu na swoje życie. Andrzej Mościbrodzki, przewodniczący Stowarzyszenia Poszkodowanych przez Bank Staropolski SA w Gdańsku, twierdzi, że Bykowskiego postrzelili ludzie wynajęci przez Solorza. Poszkodowani ciągle mają nadzieję, że to Solorz, a nie Bykowski, zwróci im utracone oszczędności. Bykowski usiłuje odebrać Invest Bank Solorzowi, przedstawiając weksle, które – w imieniu IB – wypisał (jakoby) jako zabezpieczenie trwałości konsorcjum finansowego, tworzonego przez kilkanaście firm, w tym Bank Staropolski i Invest Bank.