Archiwum Polityki

Siedem żyć

Minęły cztery miesiące od głośnego samosądu we wsi Włodowo na Mazurach. Siedmiu ludzi oskarżonych o zabójstwo mężczyzny terroryzującego okolicę czeka na rozprawę, będą ich bronić najlepsi adwokaci. Tymczasem okolica huczy od pogłosek, że ofiara żyje. Raz po raz ktoś widuje Józefa C., zwanego Ciechankiem, jak krąży po okolicy ubrany w białą koszulę i garniturowe spodnie w kant.

O Ciechanku mówią w Brzydowie i Włodowie, że był jak kot o siedmiu życiach, trudny do życia i trudny do zabicia, a teraz za każde z jego siedmiu żyć siedzi w areszcie jeden niewinny człowiek. Już, bywało, mężczyźni wracali do domu pokrwawieni, po bójkach, mówili żonom: Teraz już Ciechanek, psi syn, nie żyje; brali szpadel, żeby go zakopać, a on znikał.

Wiosną zeszłego roku Włodowo i Brzydowo obiegła wiadomość, że Ciechanka zabili w więzieniu, konkretnie kucharz go zabił chochlą od zupy przy wydawaniu obiadu. Jagoda załatwiała już wymeldowanie Ciechanka jako trupa z domu jej matki, z którą żył, lecz minęło pół roku, a trup staje w drzwiach, wolny, z przydziałową walizką, i pyta: Pamiętasz mnie?

Ciechanek prosi o Zdrowaś Maryja prosto z grobu w Morągu, przy torach kolejowych, bo w okolicy, gdzie mieszkał, ludzie nie chcieli go w swojej ziemi, pół żartem, pół serio grozili, że wykopią i wyrzucą do rowu. Pogrzeb był trzyosobowy: był Ciechanek, jego siostra Irena i ksiądz, który prosił, żeby go w to wszystko nie mieszać, natomiast Pan Bóg należy się z urzędu nawet najczarniejszym owcom.

Ciechanek miał 60 lat, jako dzieciak repatriował zza Buga do poniemieckiego domu na Mazurach, kiedy podrósł, zakochał się w bimbrze i nożach, jak jego tata, doznał chronicznego przestawienia wartości: domem nazywał tylko więzienne cele, w których spędził 34 lata. Tuż przed śmiercią siwy i niski Ciechanek w białej koszuli przemierzał Włodowo i Brzydowo, we dnie i nocami jak potępieniec podzwaniając butelkami, pił wino i uprzedzał, że ma ciśnienie na powrót do domu, znaczy musi zabić człowieka.

Murarz-betoniarz, pomocnik spawacza, wytatuowany drutem i struną od gitary w ZK Kamieńsk, Wierzchowo, Białystok, Suwałki, Iława, Goleniów, Kalisz i Górne: na ramieniu dystynkcja kapitana, na jednym jajku mucha, na drugim mysz, że ludzie syczeli z bólu na sam widok.

Polityka 45.2005 (2529) z dnia 12.11.2005; Na własne oczy; s. 116
Reklama