Archiwum Polityki

Kontrolerzy bez kontroli

Powstaje już ósmy urząd, który może stosować prowokacje i podsłuchy

Tworzy się Centralny Urząd Antykorupcyjny do spraw zwalczania nadużyć w instytucjach państwowych i samorządu terytorialnego oraz działalności godzącej w istotne interesy finansowe państwa” – stanowi art. 1 ujawnionego przez media projektu ustawy o nowej specsłużbie, którą planuje powołać rząd Kazimierza Marcinkiewicza.

Ustrojowo oznaczałoby to kolejną już strukturę mającą zajmować się korupcją. Nie jest jednak jasne, jak rząd zamierza rozwiązać kwestię nakładania się kompetencji CUA z zadaniami dotychczasowych organów ścigania, zwłaszcza prokuratury, Najwyższej Izby Kontroli, policji i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Trudno sobie również wyobrazić, by bez oporów przekazały one nowemu urzędowi prowadzone sprawy czy pozyskanych informatorów. Zwłaszcza że w grę wchodzić będą także czynniki emocjonalne: nie dość, że funkcjonariusze CUA mają mieć wyższe zarobki, to przecież sięgnięcie po nowy urząd jest de facto wyrazem braku zaufania wobec dotychczasowych formacji.

CUA byłby nadto, jak wyliczyli fachowcy, już ósmą służbą w państwie mogącą stosować metody operacyjne, a więc prowokacje, podsłuchy i inne działania ocierające się o delikatną sferę praw obywatelskich. Więcej: nowy urząd ma być mocno utajniony. Tymczasem projektodawcy chcą, by jedynymi formami nadzoru nad jego działalnością były: podległość premierowi i kontrola sejmowej komisji służb specjalnych. Kłopot w tym, że stanowisko szefa komisji zostało obsadzone na zasadzie partyjnego targu. O ile dotąd funkcję tę pełnili posłowie opozycji, to tym razem objął ją lider ugrupowania, które – m.in. za tę właśnie cenę – poparło rząd. Ba, niewykluczone, że Roman Giertych – na mocy tego samego układu – będzie piastował ową rolę, znowu wbrew tradycji, przez całą kadencję parlamentu (dotychczas była rotacja).

Polityka 46.2005 (2530) z dnia 19.11.2005; Komentarze; s. 21
Reklama