Archiwum Polityki

Zła wola?

Autor notatki „IPN przed Trybunałem” [Ludzie i wydarzenia, POLITYKA 44] napisał ją z dużym natężeniem złej woli i znacznie mniejszą znajomością materii. Zła wola widoczna jest przede wszystkim w samym tytule: otóż przed Trybunałem stanął nie IPN, ale ustawa o IPN, która została uchwalona nie przez Instytut, ale przez Sejm. Aczkolwiek ustawa ta jest (bardzo) daleka od doskonałości, jedyne publicznie znane reakcje [unknown_code]parlamentarzystów były – zachowując wszystkie proporcje – naśladowaniem znanej od lat politycznej mantry: Balcerowicz musi odejść. W tym przypadku zawołanie brzmiało: IPN musi zniknąć. Urzędnik państwowy staje przed sądem wówczas, gdy łamie ustawę, na mocy której jego urząd funkcjonuje, a nie za to, że przestrzega zawartych w niej dyspozycji. Toteż prezes IPN (a więc IPN jako instytucja) stawał przed Trybunałem Stanu raczej w roli świadka niż oskarżonego.

To ustawa, a nie IPN, stanowiła, że osoby, które były funkcjonariuszami wymienionych w niej instytucji lub tychże instytucji współpracownikami, nie mogą otrzymać do wglądu znajdujących się w zasobach IPN dokumentów ich dotyczących. Mniejsza z tym, jakie były motywy ustawodawcy, ważniejsze w tym przypadku jest to, iż zapis jest zupełnie jednoznaczny. Toteż gdyby IPN udostępnił oficerowi czy współpracownikowi SB takie dokumenty, miałoby miejsce (karalne) złamanie ustawy. W rzeczywistości obok tych dwóch kategorii jest jeszcze trzecia, nienazwana w ustawie: wglądu do dokumentów nie otrzymuje też osoba, co do której w archiwach IPN nie ma żadnych dokumentów ani zapisów w kartotekach, prowadzonych przez aparat bezpieczeństwa. Jest to oczywiste (nie można udostępnić czegoś, co nie istnieje), ale ustawodawca nie przewidział takiej sytuacji i w świetle ustawy osoba taka nie jest osobą pokrzywdzoną.

Polityka 46.2005 (2530) z dnia 19.11.2005; Listy; s. 108
Reklama