Archiwum Polityki

Ostrzeżenie

Kiedy ten numer „Polityki” znajdzie się w kioskach, zamieszki we Francji będą już zapewne ostatecznie wygasać. Używam więc czasu teraźniejszego dlatego przede wszystkim, żeby nie zapeszyć. Narzekanie na media jest łatwe i siłą rzeczy nudne. Trudno jednak nie zauważyć, że tym razem mieliśmy do czynienia z koncertem nierzetelności. Ogromnie zresztą charakterystycznej. Każdy widział w dramacie francuskim to, co mu akurat było dydaktycznie przydatne. Rosjanie zobaczyli w nim agresję islamu, Amerykanie ogólną nieudolność Francuzów, kraje Bliskiego Wschodu bunt uciemiężonych Arabów, Anglicy klęskę francuskiej polityki integracyjnej. W Polsce było wszystkiego po trochu, co nie znaczy wcale, że obiektywniej czy mądrzej. Mieszane głupstwa nie neutralizują się bowiem wzajemnie. Wręcz odwrotnie, mają na ogół tendencję do pęcznienia i wzrastania w siłę.

Jaki jest bowiem rzeczywisty kształt rewolty francuskich przedmieść? Czy jest to konflikt arabsko-biały? O absurdzie takiej tezy świadczą buźki skazywanych za wandalizm, agresję w stosunku do funkcjonariuszy, sianie niepokoju społecznego etc. Są one śniade, czarne, białe i wszelkich kolorów pośrednich bez istotnego proporcjonalnego przechyłu w którąkolwiek stronę. Muzułmańsko-chrześcijański? – Jak wyżej. Mamy tu rzeczywiście chłystków muzułmańskich, ale także całkowicie bezwyznaniowych i jak najbardziej chrześcijańskich. Kluczem nie jest ani pochodzenie narodowościowe, ani wyznanie, ale miejsce zamieszkania i słowo „chłystek” właśnie. Zbuntowały się dzieciaki (w dzisiejszych czasach – twierdzą socjologowie – niedojrzałość społeczna trwa do dwudziestu paru lat) z ponurych podmiejskich blokowisk. Gdyby ruszyli się dorośli, już choćby tylko bezrobotni czy najgorzej opłacani robotnicy niewykwalifikowani, mielibyśmy być może do czynienia ze straceńczą rewolucją.

Polityka 46.2005 (2530) z dnia 19.11.2005; Stomma; s. 110
Reklama