Już nawet niektóre prywatne przedszkola wabią rodziców treningami pamięci, którym poddane zostaną ich pociechy od najmłodszych lat. Co sugeruje, że poprzez odpowiednie ćwiczenia uda się pamięć rozciągnąć jak gumę albo, jak w komputerze, dołożyć kolejne moduły i megabajty. Panuje przekonanie, że człowiek wykorzystuje zaledwie kilka procent możliwości swojego mózgu. Czy setki tysięcy lat ewolucji dałyby jednak wybitnie nieracjonalny produkt: mózg z tak ogromną ilością pustych półek? Można wprawdzie spotkać ludzi obdarzonych niezwykłą, dosłownie fotograficzną pamięcią (patrz: ramka s. 5), ale bardzo często płacą oni za te fenomenalne zdolności wysoką cenę. Ich pamięć jest jak śmietnik, z którego trudno potem cokolwiek wyrzucić.
Zdaniem Alana Baddeleya, profesora psychologii eksperymentalnej z University of Bristol, pamięć to nie mięśnie, które można powiększać i utrzymywać w formie, chodząc na siłownię. Ludzie żyjący w kulturach, gdzie od najmłodszych lat wkuwa się setki stron świętych tekstów, wcale nie nabywają jakichś fenomenalnych zdolności zapamiętywania. Naukowcy porównali nawet umiejętności dzieci z pewnej wyznaniowej wiejskiej szkoły w Maroku, w której głównie uczono na pamięć wersetów Koranu, z młodymi Marokańczykami i Amerykanami uczęszczającymi do normalnych szkół. Okazało się, że pojemność ich pamięci niczym się nie różni. Te pierwsze wypadały w testach nawet trochę gorzej.
Wnioski z tego badania potwierdza również inny eksperyment: 84 dwunastoletnie uczennice podzielono na cztery grupy – trzy przez sześć tygodni ćwiczyły pamięć po pół godziny dziennie (jedna zapamiętywała fragmenty poezji, druga rozmaite liczby, trzecia wzory chemiczne, matematyczne oraz odległości geograficzne), a czwarta w ogóle nie ćwiczyła.