Archiwum Polityki

Nie było trzeciej drogi

Leszek Balcerowicz o wielkiej polskiej transformacji i drodze do wolnego rynku

Jerzy Baczyński, Janina Paradowska: – Czy ma pan świadomość tego, że w 1989 r. dokonał właściwie zamachu stanu?

Leszek Balcerowicz: – Nie użyłbym tego określenia. Zwycięska Solidarność nie miała programu przekształceń gospodarczych. Zdecydowałem się przyjąć propozycję Tadeusza Mazowieckiego zostania wicepremierem do spraw gospodarczych i ministrem finansów, gdyż uznałem, że takie radykalne przekształcenia, zmieniające jednocześnie rolę państwa w społeczeństwie, są konieczne. Było dla mnie też jasne, że wywalczona przy Okrągłym Stole indeksacja płac nie może się ostać. Pamiętam, że gdy powiedziałem o tym Tadeuszowi Mazowieckiemu, aż jęknął.

To właśnie jeden z dowodów na tezę o swego rodzaju zamachu stanu. Indeksację zawzięcie negocjowano przy Okrągłym Stole. Cała operacja, jaką pan podjął, była w gruncie rzeczy osobistym przedsięwzięciem, bez debaty społecznej, a może nawet bez pełnej wiedzy premiera. Złapał pan władzę i dokądś z nią uciekł.

Wszystko było przeprowadzone demokratycznie, rząd miał legitymację parlamentarną, Sejm ogromną większością głosów pakiet ustaw przegłosował, Senat zaakceptował. Zostało to przeprowadzone szybko i sprawnie. Sprawność nie oznacza braku demokracji.

Akceptacja, o której pan mówi, wynikała raczej z poczucia misji tamtego parlamentu, z jego rewolucyjności, a nie ze świadomości, co uchwala.

Dokładnej świadomości nikt wówczas nie mógł mieć, ale wiadomo było, że tylko konkurencyjny kapitalizm daje szansę na doganianie Zachodu. Poza tym wszystkie przełomowe zmiany były robione w bardzo szybkim tempie. Coś, co się rozmywało, kończyło się zwykle porażkami.

Gdy przychodził pan do rządu, oczekiwano, że to pan przedstawi gotowy plan?

Polityka 44.2008 (2678) z dnia 01.11.2008; Kraj; s. 20
Reklama