W tym roku zaczęliśmy żyć na kredyt 23 września. Tego właśnie dnia zużyliśmy zasoby naturalne, jakie globalny ekosystem jest w stanie wyprodukować w ciągu roku. Do sylwestra jeszcze daleko, ale do tego czasu wykorzystamy w sumie 1,4 rocznej produkcji matki natury. Po raz pierwszy ludzkość sięgnęła po głębokie rezerwy w 1986 r., od tego czasu z każdym rokiem sytuacja się pogarsza.
By zaspokoić średni apetyt jednego człowieka (zapewnić odpowiednią ilość substancji odżywczych, wody oraz zaabsorbować produkty działalności człowieka, m.in. dwutlenek węgla), potrzeba 2,7 gha (tzw. globalny hektar, miara produktywnej powierzchni ziemi). Problem w tym, że ziemia dysponuje tylko 13,6 mld gha, co daje 2,1 gha na człowieka. Ludzi będzie przybywać. Wielu spośród nich będzie się coraz lepiej powodzić, co oznacza zwiększony popyt na wszelakie dobra. W efekcie, jak by powiedzieli ekologowie, o ile nie ma co liczyć na wzrost pojemności biologicznej ziemi (biocapacity), to można być pewnym systematycznego wzrostu ekologicznego śladu człowieka (ecological footprint). I jeśli nic się nie zmieni, to w 2030 r. kredyt konsumpcyjny ludzkości osiągnie 100 proc. pojemności biologicznej. Pod warunkiem, że Ziemia to wytrzyma.
Nie jest to takie pewne, bo za ludzką zachłanność płacą inne gatunki. Raport międzynarodowej organizacji ekologicznej WWF podaje m.in. Living Planet Index, za pomocą którego mierzy się stan biosfery. Indeks ten zmalał w okresie od 1970 do 2005 r. o 30 proc. – co oznacza, że o tyle zmniejszyła się bioróżnorodność na świecie. Analiza indeksów cząstkowych pokazuje, że największą utratę bioróżnorodności obserwuje się w tej chwili na obszarach tropikalnych, gdzie zmalała ona aż o 51 proc. Największe spustoszenie jednak dokonuje się w lasach tropikalnych.