Bez rozgłosu zakończyła się trzyletnia kadencja 50 członków Rady Ubezpieczenia Społecznego Rolników, będącej ciałem doradczym prezesa KRUS (Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego). Zasiadają w niej przedstawiciele związków i organizacji rolniczych, łącznie ze Związkiem Zawodowym Rolników Samoobrona, najliczniej reprezentowanym, m.in. przez Renatę Beger, Krzysztofa Filipka i Danutę Hojarską.
Chłopscy reprezentanci zapewniają, że rolników nie stać na płacenie wyższych składek na własną emeryturę lub rentę (są one w ponad 90 proc. dotowane przez państwo), sami jednak nie mają obiekcji w korzystaniu z pieniędzy, które rolnicy gromadzą na zasiłki macierzyńskie, chorobowe i wypadkowe – rada finansowana jest bowiem z Funduszu Składkowego. Najwyższa Izba Kontroli zwraca uwagę, że koszty utrzymania tego ciała bardzo szybko rosną. Mimo że posiedzenia rady odbywają się średnio raz na kwartał, to utrzymanie jednego szeregowego jej członka miesięcznie kosztuje 4,7 tys. zł. Członkowie prezydium rady kosztują oczywiście więcej, ponieważ zostali wyposażeni w telefony komórkowe z kwartalnym limitem rozmów 1687 zł 50 gr. Wydatki roczne na radę w 1999 r. wynosiły niecałe 600 tys. zł, ale trzy lata później już się podwoiły. Do tego doliczyć trzeba obsługę siedmioosobowej rady nadzorczej Funduszu Składkowego, czyli kolejne 400 tys. zł rocznie.
Fundusz Składkowy stał się dojną krową, która żywi nie tylko 50 obrońców chłopskich interesów, ale także ich nie mniej licznych kolegów z organizacji, które ich do tego ciała wydelegowały. Otóż bowiem wyłoniona z tego ciała rada nadzorcza Funduszu nader chętnie udziela zgody na wspieranie organizacji społecznych, związków zawodowych rolników i innych swoich kolegów.