Od kilku lat przed każdą rocznicą Sierpnia ’80 największe emocje wywołuje nie program obchodów, ale kwestia, kto zostanie zaproszony. A raczej kogo w żadnym razie zapraszać nie należy. Trzy lata temu takie emocje budziły nazwiska Adama Michnika oraz Andrzeja Celińskiego (ten ostatni od kilku lat w SLD, w 1980 r. – sekretarz Komisji Krajowej Solidarności i Lecha Wałęsy). W tym roku poszła plotka, że Fundacja Centrum Solidarności, której szefuje Bogdan Lis, jeden z sygnatariuszy porozumień gdańskich, zaprosiła na obchody prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Okazało się, że nie zaprosiła, a tylko poprosiła o pieniądze. I otrzymała 18 tys. zł na organizację konkursu filmów dokumentalnych.
Już to wystarczyło jednak, aby wzniecić burzę. Zwłaszcza że ani Lis, ani Jerzy Borowczak, wiceprezes fundacji, jeden z inicjatorów strajku w 1980 r., nie ukrywają, iż byliby prezydentowi radzi, bo chcieliby rocznicy Sierpnia nadać rangę ogólnonarodowego święta. Napotykają w tym opór nieprzejednanych, których głównymi wyrazicielami jest Stowarzyszenie Solidarni z Kolebki oraz Związek Stowarzyszeń Osób Represjonowanych w latach 1980–1990. Związek domaga się objęcia wszystkich, którzy choć przez chwilę byli internowani lub aresztowani, przepisami ustawy o kombatantach i osobach represjonowanych. Zaś Solidarni z Kolebki są ogólnie rozczarowani i niechętni elitom politycznym. Borowczak określa ich mianem „polskiej rasy nizinnej cierpiętniczej” .
Słowo decydujące należy do Solidarności. Jej szef Janusz Śniadek znajduje się w kłopotliwym położeniu. – W tym roku – konstatuje – nie ma w związku atmosfery do świętowania rocznicy Sierpnia w szczególny sposób i wykluczam udział prezydenta Kwaśniewskiego.