Zwyczajny nocny patrol ulicami Karbali. Pięciu marines, dwóch Polaków i iracki tłumacz. As-salam alejkum, marhaba – pozdrawiają napotkanych. Ludzie podają żołnierzom ręce, klepią po plecach, unoszą w górę kciuki. Z domów wybiegają roześmiane dzieci. Nagle w całej dzielnicy gaśnie światło. Słychać wybuchy i pojedyncze strzały.
Gwarna ulica zmienia się w pusty zaułek z wylotem na wysypisko. W ciemnościach słychać ujadanie buszujących w śmieciach bezpańskich psów. Trzeszczy radiostacja na plecach jednego z marines.
– Johnson! – drze się radiotelegrafista do dowódcy patrolu. – Właśnie zaatakowano naszą bazę! Moździerzami!
Camp Szczecin
Najgłośniejsza była noc, kiedy do mieszkańców Karbali dotarła wieść o śmierci synów Saddama Husajna w Mosulu.
Polityka
32.2003
(2413) z dnia 09.08.2003;
Świat;
s. 42