Archiwum Polityki

Starachowice są wszędzie

SLD stało się partią tysięcy działaczy i tysięcy interesów. To jest groźne także dla Millera.

Starachowicka sprawa przez wiele miesięcy żyła własnym, prowincjonalnym, nieco leniwym życiem. Starosta i wiceprzewodniczący rady powiatu siedzieli w areszcie oskarżeni o wyłudzenie odszkodowań przy pomocy miejscowych przestępców, nikt ich do rezygnacji z funkcji szczególnie nie nawawiał. Wszystkim – także opozycji – było jakoś tam wygodnie. W każdym razie nie ma śladu, by ktoś postulował rozwiązanie rady powiatu, zarząd komisaryczny, a w ślad za tym nowe wybory. Takie postulaty pojawiły się dopiero w apogeum politycznej awantury, która wybuchła po ujawnieniu przez „Rzeczpospolitą”, że starachowicki poseł Andrzej Jagiełło powołując się na Zbigniewa Sobotkę, sekretarza stanu w MSWiA, uprzedził starostę o planowanej akcji policyjnej. I wtedy dopiero się zaczęło. Jak zwykle nieudolnie: wiceminister udaje się na urlop, minister spraw wewnętrznych w niejasnych okolicznościach dymisjonuje jego doradcę, dymisja dosięga także pełnomocnika premiera do koordynacji kwestii związanych ze zorganizowaną przestępczością, a premier zapewnia, że wiceminister jest absolutnie niewinny. Do opinii publicznej docierają różne, często sprzeczne sygnały, co rodzi podejrzenia, że władza kręci. Dla opozycji to sytuacja wymarzona. Sprawa Starachowic uderza po raz kolejny w premiera i SLD.

Nawet jeżeli prokuratorskie śledztwo w sprawie starachowickiej przebiegało zgodnie z regułami, nie było prób krycia partyjnych kolegów, a wiceminister Sobotka nie ma z tym przeciekiem nic wspólnego (co wydaje się już oczywiste), trudno wytłumaczyć opinii publicznej, że wszystko było w porządku, że nikt niczego nie chciał zataić, a nieujawnienie faktu, iż poseł ostrzegał kolegów, wynikało jedynie z supertajnego charakteru śledztwa. Tym bardziej trudno wytłumaczyć, że po pierwszym przecieku o przecieku pojawiają się następne, a wraz z nimi hipotezy, że informacja o zamieszaniu w sprawę wiceministra pojawiła się na skutek rywalizacji funkcjonariuszy i urzędników w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i w policji; druga hipoteza dotyczyła zaostrzającej się walki o schedę po komendancie głównym, którego dymisji wielu się spodziewa.

Polityka 29.2003 (2410) z dnia 19.07.2003; Komentarze; s. 16
Reklama