Archiwum Polityki

Czas szyitów

W strefie w Iraku sytuacja staje się wybuchowa. Lepiej uznać umiarkowanych islamistów niż bezczynnością prowokować chaos.

Poza obaleniem Saddama Husajna strategia amerykańska w działaniach w Iraku miała drugi cel: zbudowanie nowego systemu politycznego – pluralistycznego i przyjaznego wobec Zachodu. Słusznie zakładano, że będzie to w dużym stopniu zależało od tego, jak zachowają się szyici, którzy stanowią 60–65 proc. spośród 24-milionowej populacji Iraku. Ponieważ byli oni od lat 70. prześladowani przez Saddama i byli jego wrogami, przyjęto założenie, że wystąpią przeciwko reżimowi w momencie wejścia do Iraku wojsk sojuszniczych, tak jak to zrobili w 1991 r. Liczono także, że uda się przekazać władzę tym szyitom, którzy byli zlaicyzowani i nie chcieli teokracji na podobieństwo Iranu. Władze amerykańskie nie zaprosiły w związku z tym na konferencję w Londynie w grudniu 2002 r. Ad-Dawy, najstarszej organizacji opozycyjnej szyitów.

Prognozy nie sprawdziły się. Szyici zachowali w czasie działań wojennych neutralność, gdyż pamiętali, jak sojusznicy w 1991 r. zostawili ich w środku walki na łasce Saddama. Te grupy szyitów, na które liczono, okazały się słabo zorganizowane, bierne i niezdolne do przejęcia inicjatywy politycznej. Kolejnym ciosem był nacjonalizm iracki, rozbudzony przez wojnę z Iranem w latach 80. Za jego sprawą wierzący szyici nie poszli za wielkimi ajatollahami, a zarzucili im, że mają irańskie pochodzenie i nie są godni zaufania. W rezultacie w momencie obalenia Saddama Husajna w kraju powstała próżnia polityczna, którą szybko zapełnili religijni radykałowie.

W polskim sektorze nikt nie panuje nad sytuacją. Wielcy ajatollahowie – Sustani, Al-Hakim, Baszir an-Nadżafi czy Muhammad al-Fajjad – którzy mieli pociągnąć za sobą masy, są izolowani i oskarżani, że nie są Arabami. Oddolnie tworzą się struktury władzy opanowane głównie przez radykałów spod znaku Ad-Dawy.

Polityka 29.2003 (2410) z dnia 19.07.2003; Świat; s. 41
Reklama