Archiwum Polityki

Kino w teatrze

Bezrobotni reżyserzy filmowi spełniają się dziś w teatrze telewizji, nie zawsze jednak z najlepszym skutkiem, czego przykładem był zakończony niedawno w Sopocie festiwal Dwa Teatry.

Na ostatnim festiwalu w Cannes słynny duński reżyser Lars von Trier pokazał film „Dogville”, nakręcony w całości w studiu. Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że akcja rozgrywała się w latach 30. w amerykańskim mieście wymienionym w tytule. Trier narysował Dogville kredą na podłodze: ulice, domy, ogród, nawet psa. Sam reżyser w wywiadach mówił, że najmniej interesuje go teatr w teatrze, natomiast teatr w telewizji czy teatr w kinie – dlaczego nie?

Tymczasem nasi twórcy filmowi próbują czegoś wręcz odwrotnego – robią kino w teatrze. Sopocki festiwal otworzyła „Piękna pani Seidenman”, adaptacja popularnej nie tylko w Polsce powieści Andrzeja Szczypiorskiego „Początek”, która od dawna czekała na ekranizację; swego czasu mówiło się nawet o koprodukcji międzynarodowej, z udziałem czołowych amerykańskich aktorów (główną rolę miała grać Meryl Streep). Ostatecznie powstała krajowa wersja oszczędnościowa pod szyldem teatru telewizji, ale wcale nie zdziwię się, jeżeli Janusz Kijowski zgłosi „Piękną panią” na wrześniowy festiwal filmów polskich w Gdyni i również tam dostanie jedną z nagród. W Sopocie Kijowski wyróżniony został za adaptację, zaś nagrodę za najlepszą rolę męską odebrał Zbigniew Zapasiewicz. Niestety, inne realizacje parafilmowe były mniej udane. Najgorzej jest wtedy, kiedy reżyser filmowy próbuje zrealizować swe ambicje w telewizji, a w rezultacie powstaje dziwna efemeryda, łącząca cechy złego filmu i złego teatru (Na przykład: „Krótki kurs medialny” Roberta Bruttera i Tomasza Wiszniewskiego).

Ciągle broni się teatr w wersji bardziej klasycznej. Nagrodę za najlepszy spektakl festiwalu dostała „Czwarta siostra” Janusza Głowackiego w reżyserii laureatki Paszportów „Polityki” Agnieszki Glińskiej.

Polityka 26.2003 (2407) z dnia 28.06.2003; Kultura; s. 64
Reklama