W dokonanej przez Filipa Bajona ekranizacji „Przedwiośnia” Żeromskiego mamy scenę, w której Cezary Baryka ogląda w gabinecie Szymona Gajowca portrety nieznanych mu postaci. Jest wśród innych portret Edwarda Abramowskiego, jednego z pierwszych socjalistów. W powieści o tym czytamy, w filmie nazwisko nie pada, mamy tylko wyrwany z kontekstu powieściowego mętny fragment wypowiedzi Gajowca.
Potocznie rozumie się u nas socjalizm tak, jak nauczyła tego peerelowska propaganda. Nostalgicy mówiliby zatem o ustroju sprawiedliwości społecznej, który mimo mankamentów jednak funkcjonował. Większość krytyków dawnego systemu podkreślałaby natomiast swój wstręt do komunistycznej przeszłości. Czasem, choć rzadko, pojawia się jeszcze termin realny socjalizm, wymyślony przez ideologów ekipy Breżniewa. Na początku III Rzeczypospolitej słowa socjalizm i socjalista zaczęły być w debatach stosowane na zasadzie inwektyw. W odpowiedzi popeerelowska lewica przypięła sobie etykietę „europejskiej socjaldemokracji”.
Tabu, wśród wielu swoich znaczeń podstawowych, zawiera i takie, które odnosi się do nakazu niedotykalności. Kiedy działacze PZPR w nowych czasach przeistoczyli się w socjaldemokratów, wiele mówili o społecznej gospodarce rynkowej, nikt słowem nie wspomniał o tradycjach polskiego socjalizmu. Potem, gdy SLD przejął władzę, napomykało się co najwyżej o zabezpieczeniach socjalnych rynku pracy. Socjalizmu nie tykano z dwóch powodów: po pierwsze, ze względu na wyżej wspomniane skojarzenia historyczne i propagandowe, wciąż obecne w potocznej świadomości; po drugie, ponieważ powoływanie się na socjalizm, nawet okazjonalne, mogłoby spowodować logiczne następstwo w postaci przesunięcia centrum władzy w stronę rewindykacyjnego OPZZ.