Archiwum Polityki

Coś z życia

Lichwa jak w banku
Niezwykłą przygodę przeżył jeden z warszawskich taksówkarzy – doniósł „Super Express”. Po jednym z kursów nie miał drobnych na resztę dla klienta. Profesjonalizm taksówkarza nie pozwolił mu na wypowiedzenie znienawidzonej, a jakże powszechnej w Polsce formułki: „Nie mam wydać” i zostawienie klienta z tym problemem. Pobiegł do banku rozmienić pieniądze. W placówce BPH-PBK okazało się jednak, że za rozmienienie nawet drobnej kwoty musiałby zapłacić 10 zł. Bank ów wprowadził bowiem zarządzenie ustalające prowizję od transakcji rozmieniania pieniędzy w banku. Wynosi ona 0,5 proc. rozmienianej sumy, ale nie mniej niż 10 zł. Wynika z tego na przykład, że rozmieniając w PBK 10 zł musimy do tego dołożyć kolejną dychę. W banku tłumaczą ten absurd w bardzo prosty sposób – przecież każda „czynność bankowa” kosztuje. W ten sposób do listy zawodów najlepiej opłacanych w Polsce możemy dopisać kolejny – rozmieniacz pieniędzy.

Urząd grubasów

Niezbyt chwalebną wizytówkę wystawili sobie pracownicy katowickiego Urzędu Miasta – doniosła „Trybuna Śląska”. Na drzwiach wind jeżdżących w budynku urzędu wywieszono kartki informujące, że windą mogą jeździć tylko trzy osoby. Aby porządkowi stało się zadość, przy windach czają się portierzy pilnujący przestrzegania instrukcji. Co ciekawe, już w samych windach wiszą oryginalne plakietki zamontowane przez producenta wind, z których wynika, że winda jest czteroosobowa. Tłumacząc te sprzeczne komunikaty, rzecznik prasowy katowickiego urzędu Waldemar Bojarun powiedział: „Cztery szczupłe osoby mogłyby teoretycznie skorzystać z windy”.

Polityka 25.2003 (2406) z dnia 21.06.2003; Fusy plusy i minusy; s. 102
Reklama