W chwili prywatyzacji spółka miała m.in. 32 domy towarowe w 22 miastach. W PRL warszawski Wars i Sawa, poznański Okrąglak, katowicki Supersam czy łódzki Uniwersal były wizytówkami miast, symbolem socjalistycznego przepychu towarowego i celem pielgrzymek klientów z całego kraju. W III RP czas świetności przeminął. Przytłaczane konkurencją, nadgryzione zębem czasu, handlujące mydłem i powidłem, wymagały unowocześnienia i zmiany siermiężnego wizerunku. Nie wystarczały na to coraz skromniejsze zyski państwowej ciągle sieci. Potrzebny był inwestor z dużymi pieniędzmi.
Jednocześnie Domy Towarowe Centrum dysponowały dużym majątkiem w postaci gruntów i budynków w centrach największych miast. Kiedy ówczesny minister skarbu Emil Wąsacz postanowił sprzedać 70 proc. akcji DTC zarejestrowanej w Luksemburgu Spółce Handlowy Investments Centrum (HIC) za 106 mln zł (w ciągu 4 miesięcy HIC za 15,9 mln zł dokupić miał dalsze 10 proc.), wybuchł skandal. Według NIK, Skarb Państwa stracił na transakcji przynajmniej 85 mln zł. Według rzeczoznawców tylko grunty i domy towarowe na warszawskiej Ścianie Wschodniej warte były wówczas na rynku ok. 195 mln zł. Mimo wniosku NIK o wstrzymanie transakcji, doszło do niej w lutym 1998 r. Najwyższa Izba Kontroli nigdy nie pogodziła się z tą decyzją. Do prokuratury skierowano wniosek o zajęcie się sprawą w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa. W następnych latach był on kilkakrotnie oddalany i ponownie badany przez prokuratury różnych szczebli. Dzisiaj sprawa jest ponownie w rękach prokuratury apelacyjnej.
W maju ubiegłego roku z inicjatywy PSL do Sejmu trafił wniosek o postawienie Emila Wąsacza przed Trybunałem Stanu za nieudolną prywatyzację DTC, a także dwóch ważniejszych spółek: Telekomunikacji Polskiej i PZU. Wniosek utknął w Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej i może tam leżeć jeszcze parę lat.