Do wakacji zostało jeszcze kilka tygodni. Nie wszystkie dzieci oczekują ich jednak z równym utęsknieniem. Jak wykazała kontrola NIK, aż 63 tys. dzieci i młodzieży w wieku 7–16 lat w ogóle nie chodzi do szkoły lub pojawia się w niej sporadycznie. To tak, jakby na zajęcia przestali chodzić wszyscy uczniowie w średniej wielkości mieście. Najczęstszą przyczyną absencji są wyjazdy zagraniczne dzieci. Rodzice nie informują nauczycieli o tym, że wyjeżdżają i dziecko będzie chodzić do szkoły gdzieś indziej, albo w ogóle nie będzie kontynuować nauki. Obowiązku szkolnego nie wypełniają również często dzieci z rodzin patologicznych. Albo w ogóle nie zostają zapisane do szkoły, albo bez przerwy wagarują. Podobnie jest w przypadku dzieci romskich, które uczęszczają na zajęcia przez dwa, trzy lata, a potem znikają ze szkoły.
Coraz częściej dzieci nie chodzą do szkoły, bo jest do niej za daleko. Zgodnie z prawem uczeń podstawówki nie powinien mieć do niej dalej niż 3 km, gimnazjum – 4 km. W skontrolowanych przez NIK podstawówkach droga ta była dłuższa średnio o kilometr, w gimnazjach – o dwa. Dowożone do szkół dzieci musiały oczekiwać na rozpoczęcie zajęć i po ich zakończeniu – na powrót do domu nawet – 7 godzin. Trudno się dziwić, że nie wszystkim wystarczyło determinacji do nauki. Zacięcia, by je ściągnąć do szkoły, zabrakło też urzędom gmin. Za nieposyłanie dzieci do szkoły grozi kara nawet do 10 tys. zł, ale bardzo trudno ją wyegzekwować.