W Drugiej Mazowieckiej Brygadzie Saperów w Kazuniu Nowym akurat trwają ćwiczenia, które żołnierze nazywają krótko: „woda”. Szeregowcy ubrani w robocze drelichy, bo obowiązuje rozkaz o oszczędzaniu mundurów, pod okiem plutonowego montują urządzenie do wydobywania wody z ziemi. Wielkie wiertła należy podłączyć do agregatu na radzieckiej ciężarówce, wydobyć wodę, a następnie uzdatnić ją do picia używając nowoczesnej polowej stacji filtrów. Aby procedurze stało się zadość, grupa trenująca wystawiła na drodze nieopodal czujki wypatrujące wroga. W fosie inni żołnierze ćwiczą pływanie i sterowanie pontonem.
– Tylko proszę nie pisać, że przygotowujemy się do misji irackiej – mówi mjr Włodzimierz Kaszyński z 2 Brygady. – To są szkolenia programowe. Brygada nie otrzymała żadnych zadań związanych z misją. Czekamy, czy będziemy uwzględnieni. Wojsko zawsze musi być w gotowości.
Żołnierz czeka na decyzje
W polskich siłach zbrojnych służy 156 tys. żołnierzy. Do końca 2003 r. armia ma być zredukowana o 6 tys. Już teraz w misjach w Libanie, Syrii, Bośni i Hercegowinie, Kosowie, Afganistanie oraz na Wzgórzach Golan jest 1772 żołnierzy. Iracki kontyngent prawie dorówna wielkością wszystkim pozostałym. Pojawiają się głosy, że zebranie tylu odpowiednio przygotowanych żołnierzy będzie dla Polski nie lada kłopotem. A jeśli nawet się uda, to wyjadą najlepsi i kto wtedy zostanie bronić kraju? Podobną wątpliwość zgłosił na przykład były szef MON Bronisław Komorowski.
– Mamy kogo wysłać – ucina płk Eugeniusz Mleczak, rzecznik MON. – W misji upatrujemy pewnego ruchu kadrowego. Jedni pojadą, następni będą szkoleni, żeby ich zmienić.