Archiwum Polityki

Pinokio

Nie wiadomo, czy nos Roberto Benigniego, który wyreżyserował i zagrał Pinokia, wrócił już do pierwotnych rozmiarów. Jeszcze niedawno miał nos spuszczony na kwintę, ponieważ uhonorowany został anty-Oscarem, czyli Maliną, mało prestiżową nagrodą za najgorszą rolę roku. Teraz możemy się przekonać, że na wyróżnienie naprawdę zasłużył. To ponoć sam Fellini widział w Benignim drewnianego chłopczyka z bajki Carlo Collodiego, ale od tego czasu minęło wiele lat. Niestety, we własnym filmie ruchliwy Roberto jest pajacem infantylnym: im bardziej się aktor zgrywa, tym efekt żałośniejszy. Kiksy sprawiają, że mniej dostrzega się niewątpliwe walory filmu. „Pinokio” to najdroższa produkcja w historii włoskiego kina i te wydane pieniądze widać na ekranie. Imponująca scenografia, wystawne kostiumy, efekty specjalne, wróżka jak z dobrego snu itp. Jest wszystko, zabrakło jedynie poezji. Nie da się ukryć, to Benigni, który lubi obsadzać się w głównych rolach, pogrąża swój film. Można się obawiać, że jeżeli kiedyś postanowi zekranizować „Calineczkę”, to też zagra główną rolę.

(zp)

:-) świetne
:-, dobre
:-' średnie
:-( złe
Polityka 21.2003 (2402) z dnia 24.05.2003; Kultura; s. 65
Reklama