Archiwum Polityki

Trzy lata na początek

Czwartek, 29 maja, ulica Kocjana na stołecznym Bemowie. Przed murem chroniącym specjalny oddział Sądu Okręgowego (druty kolczaste, metalowe bramy, straż pod bronią) czekają wspólnie dziennikarze, adwokaci, rodziny oskarżonych i pięciu mężczyzn odpowiadających w procesie z wolnej stopy. Wszystko się opóźnia, sąd jeszcze nie jest gotowy.

To już ostatni dzień historycznego procesu mającego rozstrzygnąć nie tylko o winie 14 członków grupy przestępczej zwanej Pruszkowem, ale przede wszystkim o wiarygodności instytucji świadka koronnego i o tym, czy naprawdę w Polsce istniała rodzima odmiana mafii. Przez osiem miesięcy w sali na Bemowie, przystosowanej dla szczególnie niebezpiecznych osobników, sędzia Marek Walczak wraz z ławnikami wysłuchiwali zeznań oskarżonych i świadków. W czwartek na ich werdykt oczekiwali policjanci i prokuratorzy z całej Polski – wyrok uniewinniający oznaczałby, że zeznania świadków koronnych nie są wiarygodne. W kolejce czeka 15 następnych procesów mafijnych – ten wyrok miał decydować o innych sprawach.

Kiedy sędzia Walczak ogłosił, że główni oskarżeni są winni założenia i kierowania związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym, na sali dla publiczności słychać było jęk zawodu. Tak zareagowały kobiety – matki, żony i kochanki ludzi z mafii. Ich mężczyzn skazano na wyroki od 3 do ponad 7 lat. Według opinii publicznej to niskie wyroki, ale rodziny skazanych mają świadomość, że to dopiero początek. Ten jeden wyrok otwiera drzwi do następnych, już za konkretne czyny, które popełniali przywódcy Pruszkowa.

Polityka 23.2003 (2404) z dnia 07.06.2003; Ludzie i wydarzenia; s. 18
Reklama