Archiwum Polityki

TAK

Na niedzielę 8 czerwca wieczorem umówiliśmy się w warszawskim Zamku Ujazdowskim z przyjaciółmi, którzy tworzyli Inicjatywę Obywatelską TAK w referendum. Będzie pewnie kilkaset osób, transparenty, znaczki, balony, niebieskie koszulki w złote gwiazdy – wszystkie gadżety, które zostały z kampanii. I ekrany. Jak zwykle w wieczór wyborczy, po zamknięciu urn, na ekranach zaczną się pojawiać „pierwsze szacunkowe dane”: TAK powiedziało..., przeciw przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej głosowało..., frekwencja wyniosła... W jakim nastroju będziemy kończyć ten jeden z najważniejszych dni polskiej historii? Radość i entuzjazm ze zwycięstwa? Niepokój, przygnębienie, zażenowanie, jeśli okaże się, że większość Polaków nawet nie pofatygowała się do urn?

Od pamiętnego czerwca 1989 r. minęło dokładnie 14 lat: ten czerwiec jest domknięciem tamtego, symbolicznym zakończeniem najtrudniejszego etapu budowy Nowej Rzeczpospolitej. To jeszcze stan surowy, nie wszystkie elementy konstrukcji wydają się dostatecznie mocne, ale jest czas, aby wreszcie zatknąć wiechę. Z tego może być wygodny dom, w bezpiecznej i zamożnej okolicy – bo aż się wierzyć nie chce, że zdecydujemy się wszystko rozwalić i zaczynać od nowa, bez żadnego lepszego planu. Narody, jak ludzi, ogarnia czasem jakieś szaleństwo, podsycone frustracją, lękiem, ślepą chęcią odpłacenia za prawdziwe czy wyobrażone krzywdy. Albo odwrotnie – ogarnia jakieś odrętwienie i apatia. Lecz może nie tym razem, nie w takim momencie?

Gdyby chodziło tylko o setki tysięcy czytelników „Polityki”, moglibyśmy, jak sądzę, darować sobie całą przedreferendalną kampanię: wiemy z naszych sondaży, że przytłaczająca większość członków tego swoistego „Klubu »Polityki«” do referendum pójdzie i zagłosuje za Unią.

Polityka 23.2003 (2404) z dnia 07.06.2003; Komentarze; s. 21
Reklama