Archiwum Polityki

Szekspir w Europie

W tym felietonie będzie dokładnie tak, jak wymagała ode mnie polonistka pani Janina Michalska w Szkole Podstawowej nr 233 w Warszawie, do której przyjęty zostałem jako dziecko trudne. Będzie więc wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Tyle że zakończenie, ale to nie było zabronione, będzie jednocześnie apoteozą.

Wstęp. Z nazwiskiem Stomma jest dokładnie na odwrót, niż to głosi Czesław Miłosz. Opowiada on otóż, że pierwotnie zwaliśmy się Stoma, co oznacza po litewsku pień, na którym rąbie się drwa, czy też inny dyl, ponieważ jednak język litewski nie znosi dwóch spółgłosek z rzędu, więc antylitewskie Stomy zmieniły się w snobistyczne Stommy. W rzeczywistości Stommowie wywodzą się ze Szwecji z dwoma „m” jak najbardziej, a niektórzy spośród nich właśnie po to, żeby przypochlebić się Litwinom jedno „m” zagubili. Przywołuję tę polemikę po to tylko, żeby wytłumaczyć, że Stomy i Stommy mają niekiedy wspólne korzenie, jak na przykład aktor Władysław Stoma, mój niewątpliwy krewny (zresztą widać po nosie). O Władysławie Stomie przeczytałem zaś ostatnio, iż: „Kto Stomę zna ze sztuk konwencjonalnych, ani się domyśli, na jaką siłę zdobyć się ten głos może. Głos Stomy wznosi się do takiej potęgi, wewnętrzną oczywiście grą spiętrzonej, że na widowni nie ma człowieka, który by nie nabrał pewności: Tak, przed tym człowiekiem muszą wszyscy drżeć. Cały ten skład danych fizycznych automatycznie kieruje Stomę do monumentalnych ról w dramacie. Grał króla w »Hamlecie« i dał robotę interesującą, bo ten jego uzurpator ani trochę nie przypominał utartego szablonu roli, a co ważniejsze, świeżość koncepcji przekonywała. Ta sama domyślność mu podsunęła niezapomnianą degeneracką twarz króla Klaudiusza.

Polityka 28.2003 (2409) z dnia 12.07.2003; Stomma; s. 90
Reklama