Archiwum Polityki

To się tak nie skończy

No i stało się. Musiało. Bomba w kuchni Griszy walnęła tak, że od wybuchu ogłuchła jego czternastoletnia córka Lena. Kiedy kamień z przywiązaną bombą wleciał przez szybę, była najbliżej – w przedpokoju. Artiom – szef Griszy – już sprawdza na mieście, czyja to robota. Ludzie na rynku zaczęli się bać. Będzie wojna jak nic. Na ostro. Za duży tam szmal. Za duża bieda dookoła.

Wieczór. Już po handlu. Robercik, Kapeć, Rzeźnik i Jebnięty Jacuś siedzą w pijalce piwa na Ceglanej. Trzeba rozkminić parę spraw. Kapeć mówi, że pod okrąglakiem na Łagiewnickiej stoją Audi, Omega, Passat i sportowy Merol – wózki Hajki, Artioma, Lowy i obu Arsenów – Armeńców, którzy rządzą na Rynku Bałuckim handlem lewym towarem – alkoholem, fajkami, kompaktami. Pewnie się naradzają, co z tą bombą w kuchni Griszy zrobić.

Robercikowi coraz częściej po głowie chodzi, żeby się z biznesu z Armeńcami wycofać. A bo to wiadomo, co będzie? Jak wojna z chłopakami z miasta, to jeszcze pół biedy. To w końcu nasi, Polacy, bałuciarze, idzie się wywinąć. Ale jeśli Hajko rzeczywiście stuknie gościa ze Straży Granicznej? To nie wojna będzie, ale masakra. Psy się tak wkurwią, że się nikt nie wywinie.

Robercik znów opowiada, jak to z miesiąc temu Hajko powiedział, że dupkom ze Straży trzeba będzie pokazać, gdzie ich miejsce. Był zły, bo tych ze Straży ciągle nie udaje mu się kupić. Stuknąć jednego pod domem na przykład, jak będzie z zakupów z żoną, z dzieciakami wracał, żeby się reszta raz na zawsze od interesów odpierdoliła. Niby tak sobie to powiedział, między tym, ile już wydał na łapówy dla straży miejskiej i policji, a tym, że pod koniec tygodnia trzeba będzie jechać do Bartoszyc po nową dostawę fajek. Ciurkiem to wszystko mówił, jak ktoś, kto tylko tak zrzędzi, ale Robercikowi ten tekst o Straży spokoju nie daje.

– Gówno się na rynku szykuje – podsumował Robercik, zacharczał i strzyknął śliną pod nogi. – To się tak nie skończy.

Każdy chce żyć

Ceglana już się prawie zwinęła. Hanka z Elką pakują jeszcze ostatnie szmaty do wielkich toreb w różową kratę. Bronek, mąż Hanki, stoi nad nią: – Spadniesz kurwo, żyło ze schodów dzisiaj.

Polityka 28.2003 (2409) z dnia 12.07.2003; Na własne oczy; s. 92
Reklama