Archiwum Polityki

Słowenia: niemiłe skutki zaokrąglania

Co tu dużo gadać: to jest szok! Nawet jeśli ceny już od pół roku były podawane w obu walutach. I nawet kiedy przez dwa tygodnie nowego roku można było jeszcze płacić w starej – talarach. Jakie ma zatem Słowenia, prymus naszej grupy, pierwsze wrażenia z krainy euro? Raczej mieszane, zwłaszcza te dotyczące drobnego handlu i gastronomii. Jeszcze 31 grudnia mała czarna kosztowała średnio 160 talarów, czyli mniej więcej 70 centów; teraz – jak podaje Breda Kutin ze Słoweńskiego Stowarzyszenia Konsumentów – od 75 centów do jednego euro. I taka właśnie bywa najczęstsza praktyka: przechodzenie na euro oznacza zaokrąglenie cen w górę. Aby uprościć rachunki, ceny wielu produktów – na przykład chleba – skoczyły na jedno euro. Niby podwyżki niewielkie, ale jak podliczyć – wychodzi sporo. Minister finansów, chcąc rozładować nastroje, wystąpił z apelem, aby bojkotować wyroby o wyraźnie zawyżonych cenach. Regulacji dokona niewidzialna ręka rynku. Podobnego zdania jest Komisja Europejska; doświadczenie z wprowadzeniem euro w 2002 r. uczy, że pociągnęło za sobą zwiększenie inflacji tylko o 0,1–0,2 proc. Słowenia ma już ją sporą: 2,8 proc. w minionym roku, przy 1,9 proc. dla całej strefy euro – i będzie musiała bardzo uważnie śledzić statystyki z najbliższych miesięcy. Śledzić je będzie także pozostałych 11 nowych członków Unii. Za rok do klubu euro szykuje się Cypr.

Polityka 3.2007 (2588) z dnia 20.01.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 18
Reklama