Człowiek przegląda prasę i szlag go trafia, kiedy z gazety „Dziennik” dowiaduje się, że właśnie skończyła się Polska Kiszczaka i Michnika.
– Chyba Kuronia i Michnika – zauważa przytomnie znajomy człowieka.
– Właśnie, że jakoby Kiszczaka.
– To ten Kiszczak jeszcze w ogóle tego?
– Rzekomo tak. Ale to już chyba ostatnie podrygi.
Rzecz jasna, człowiek nie ma nic przeciwko temu, że kończy się jedna Polska, a zaczyna kolejna (wiadomo, że najgorszy jest zastój). Chodzi o to, że wszystko odbywa się w tajemnicy, a on musi się o tym dowiadywać z „Dziennika” – jedynej gazety, która odważyła się podjąć w tej sprawie rzetelne dziennikarskie śledztwo.
– Najgorsze, że człowiek żyje w Polsce, ale nie wie, jakiej – wzdycha człowiek.
Sprawa, myśli sobie, jest mętna i sięga, zdaje się, wysoko. W opinii publicysty „Dziennika”, który ją śledzi, Polska Kiszczaka i Michnika – „twór urągający swym istnieniem logice, poczuciu moralnemu i zwykłej przyzwoitości” – trwałaby i urągała dalej, gdyby nie interwencja samego papieża Benedykta XVI, który dosłownie w ostatniej chwili zablokował ingres arcybiskupa Wielgusa.
– Co ma wspólnego z tą sprawą arcybiskup? – zastanawia się znajomy człowieka, wyraźnie nienadążający za biegiem akcji.
– Podobnież to człowiek tamtych.
– Nie można było zablokować jego nominacji, nie likwidując przy tym Polski?
– Gdyby było można, papież na pewno by to zrobił.
– Ciekawe, dlaczego obalił tę Polskę dopiero teraz?
– Wcześniej nie miał na to papierów z IPN.
Szczerze mówiąc, człowiek od dawna czuł, że z tą Polską jest coś nie tak.