Archiwum Polityki

Bokser przed sztalugami

400 rocznica urodzin Rembrandta przypada wprawdzie dopiero 15 lipca, ale fetowana będzie przez calusieńki 2006 r. A jest co pokazywać, co oglądać i nad czym się zadumać.

Producenci tulipanów, wiatraków i sera przyjęli bardzo sprytną taktykę promowania własnej kultury. Nie wożą jej po świecie, ale robią wszystko, by to świat przyjeżdżał do nich. A okazji mają sporo. Bo z pewnością żaden kraj nie może pochwalić się taką liczbą (w przeliczeniu na kilometr kwadratowy) geniuszy czy choćby mistrzów pędzla. Nie ma więc żadnego problemu, by niemal co sezon wypomnieć któremuś z nich jakąś rocznicę i z tej okazji otworzyć wielką wystawę.

Tym razem jednak gratka jest wyjątkowa, bo i rocznica okrągła i artysta z najwyższej półki. W cyklu wystaw twórczość Rembrandta zostanie rozłożona na czynniki pierwsze i przeanalizowana na wszelkie możliwe sposoby. Przygotowywane są osobne, duże ekspozycje przedstawiające twórcę jako: grafika, narratora, pejzażystę oraz tropiciela wątków biblijnych. Osobno pod lupę trafią: rodzina Rembrandta, pozostałe po nim dokumenty, a nawet jego relacje z ludem Izraela („Czy Rembrandt był Żydem?”). Zaś na deser wielka konfrontacja dwóch geniuszy: Rembrandta i Caravaggia zorganizowana równocześnie w Rijksmuseum i Muzeum van Gogha w Amsterdamie. Słowem, jeśli się kocha dawną sztukę, należy sobie wykupić karnet na samolot.

Cudowny syn młynarza

Ale trzeba też przyznać, że zarówno dorobek, jak i żywot artysty stanowią wyjątkowo wdzięczny temat do rozważań. Van Rijn, najchętniej posługujący się tylko swym imieniem Rembrandt, i tak też powszechnie znany, pochodził z rodziny młynarza. Jednak mielenie mąki najwyraźniej nie było mu pisane. W sztuce szybko zyskał sobie opinię cudownego młodzieńca, co nie było łatwe, zważywszy na fakt, że ówczesna Holandia zamieszkana była przez tabuny ambitnych i żądnych sławy malarzy. Własną pracownię otworzył mając 19 lat, trzy lata później zatrudnił w niej pierwszego ucznia (nawiasem mówiąc, doskonałego później malarza Gerrita Dou).

Polityka 51.2005 (2535) z dnia 24.12.2005; Kultura; s. 76
Reklama