Archiwum Polityki

Drapieżna biedronka

Portugalska firma Jeronimo Martins Dystrybucja, właściciel sklepów Biedronka, robi wszystko, żeby mieć tani towar. Na przykład, zamiast płacić producentom za dostawy, sama domaga się od nich pieniędzy.

Edward Gollent z Olsztyna, właściciel upadłej fabryki kosmetyków Bog-Art, twierdzi, że do plajty doprowadziła go współpraca z Jeronimo. Zatrudniał 46 osób, w tym wielu inwalidów (Bog-Art był zakładem pracy chronionej). Współpracował z licznymi producentami komponentów chemicznych. Dzisiaj jest bankrutem osaczonym roszczeniami byłych pracowników i kontrahentów.

Półkowe i wejściowe

Edward Gollent pierwszą umowę na dostawy towarów do sieci Jeronimo zawarł w 1997 r. – To były szampony, płyny do kąpieli i kosmetyki – wspomina były fabrykant. – Wcześniej handlowałem z mniejszymi podmiotami, ale w drugiej połowie lat 90. rynek zmonopolizowały wielkie sieci i tylko współpraca z nimi dawała szanse rozwoju.

Umowa przewidywała, że dostawca będzie płacił Jeronimo: za wejście do sieci, za tzw. półkę (umieszczenie towaru w sklepie na eksponowanym miejscu) i za promocję. Pan Gollent przystał też na warunek udzielenia JMD rabatu w wysokości 27 proc. od ceny, za jaką zbywał dotychczas swoje produkty. Każde zamówienie miał obowiązek zrealizować w kilka dni pod rygorem płacenia wysokich kar umownych. – Na wszystko się godziłem, bo miałem gwarancję stałego odbioru dużych partii moich wyrobów – opowiada. – Bez zmrużenia oka przyjąłem nawet wymuszone przez sieć stawki na fundusz promocyjny. Wynosiły one, jak to sformułowano, nie mniej niż 6 proc. od wartości moich dostaw. Rocznie ta promocja kosztowała mnie od 120 do 150 tys. zł.

W ramach promocji towary są sprzedawane po obniżonych cenach, reklamują je hostessy, a informacje o produktach umieszczane są w gazetkach reklamowych wydawanych przez sieć handlową. – Obliczyłem, że za zamieszczenie w takiej gazetce fotki mojego szamponu ściągano ode mnie 10 tys.

Polityka 30.2003 (2411) z dnia 26.07.2003; Gospodarka; s. 42
Reklama