Archiwum Polityki

Thriller pisany cyrylicą

W sprawie zabójstwa premiera Zorana Dżindżicia, niczym w kinie sensacji, niespodzianka goni niespodziankę. Kolejne aresztowania, tropy i hipotezy odsłaniają ponury świat morderstw na zlecenie, krzyżujących się interesów polityków i bandytów, mafii i przemytników. Takiego zagęszczenia zła żaden scenariusz filmowy by nie wytrzymał.

Serbska policja wkrótce po zabójstwie zatrzymała kilkaset osób, które mogłyby mieć związek z tą zbrodnią. Jednak akcja policji przebiegała zgodnie ze sławnym cytatem z filmu „Casablanca”: „Aresztować tych co zawsze”. Podejrzenie padło na osoby wielokrotnie notowane, związane z osławionym gangiem z belgradzkiej dzielnicy Zemun, kierowanym przez Milorada Lukovicia, zwanego Legiją. Luković to postać dobrze znana w Serbii: niegdyś bohater narodowy, uczestnik wojny przeciwko Chorwatom oraz Bośniakom, były dowódca serbskich czerwonych beretów (był także przez pewien czas w legii cudzoziemskiej), a obecnie groźny gangster. Okazało się, że w sprawie zbrodni popełnionej na Dżindżiciu trop wiedzie właśnie do czerwonych beretów – Zvezdan Jovanović, człowiek, który pociągnął za spust, był członkiem tej jednostki. Policji udało się go aresztować bez jednego wystrzału.

Następnego dnia, w podbelgradzkim Barajevie, policja wpadła na trop innego bossa Zemunu, Milo Lukovicia (pseudonim Kum) i jego najbliższego kompana – Duszana Spasojevicia. Szefowie zemunskiego gangu – jak twierdzi belgradzka policja – nie zamierzali oddać się w ręce sprawiedliwości. Po krótkiej wymianie strzałów gangsterzy ponieśli śmierć. Czy rzeczywiście mafiosów nie dało się żywych doprowadzić przed oblicze prokuratora? To pytanie ciągle powraca w serbskich mediach.

Wydaje się jednak, że nawet jeśli to Legija i jego kompania zgładzili premiera, to byli jedynie podwykonawcami zbrodni; to ich człowiek pociągał za spust, ale inicjatywa mogła wyjść z zupełnie innych kręgów. Co do tego są zgodni serbscy komentatorzy – w swych analizach przywołują rozmaite wątki, mogące prowadzić do źródła zbrodni.

Polityka 19.2003 (2400) z dnia 10.05.2003; Świat; s. 50
Reklama