Wylatując do Wilna zobaczyłem na warszawskim Okęciu wielki samolot Airbus 330 w barwach Arabii Saudyjskiej. Dzień wcześniej brałem udział w kongresie poświęconym dialogowi kultur i cywilizacji, który to dialog miał być, zdaniem organizatorów, kluczem do pokoju światowego. Wśród gości kongresu był członek saudyjskiej rodziny królewskiej. Jako człowiek przekorny, na jednym z podzespołów kongresu wyraziłem nieśmiałą wątpliwość, czy dialog kultur i cywilizacji jest możliwy. Wydaje mi się bowiem, że rzeczywistość, w której uczestniczę, jest podobniejsza do zawodów, w których różne drużyny walczą o zwycięstwo i raz wygrywa jedna, a raz druga. Czy można zawody przekształcić tak, by stały się forum dialogu?
Nie mam za sobą studiów w dziedzinie historii, czego ogromnie żałuje, bo wiedza na poziomie informacji z przewodnika dla turystów urąga powadze dyscypliny, która mieni się nauczycielką życia. Skoro jednak nie mam stosownej wiedzy fachowej, pozwalam sobie na pytania elementarne i naiwne. Co to znaczy dialog kultur i cywilizacji? Czy to będzie polegało na tym, że siądziemy naprzeciw siebie i wyłożymy na straganie rozmaite towary, do których jesteśmy przywiązani, a naprzeciw ktoś inny ustawi swój stragan i będziemy się sobie przyglądali, czy też ma nastąpić wymiana: ja wezmę coś dla siebie i podzielę się czymś, co moje. W wypadku dialogu religii wydaje się, że tylko pierwsza sytuacja jest możliwa. Możemy się przyjrzeć sobie nawzajem i lepiej zrozumieć własne przekonania poznając to, w co wierzy właściciel innego straganu. W wypadku kultur wielekroć w historii zwycięzca przyswajał sobie osiągnięcia i umiejętności od przegranych. Tak, jak rozumiem, było po zdobyciu Egiptu przez Greków, Grecji przez Rzym, Kordoby przez Hiszpanów i tak, wydaje mi się, dzieje się dzisiaj, kiedy zwycięska cywilizacja euroatlantycka rozlewa się w miarę globalizacji na cały świat i przejmuje z niego elementy, które są jej miłe.