W ulotce reklamowej podany jest numer telefonu komórkowego przedstawiciela handlowego Citibanku. Paweł Sapalak od razu zaczyna wyliczać zalety karty kredytowej – 51 dni bez odsetek, rabaty i promocje. – Załatwienie niezbędnych formalności zajmie nie więcej niż kwadrans – mówi. Proponuje spotkanie, chętnie odwiedzi klienta w domu. Do podpisania umowy wystarczy dowód osobisty, poświadczenie stałych dochodów z pracy i zdjęcie. Po kilku tygodniach pocztą nadejdzie przesyłka z Citibanku.
Zaczyna się era karty kredytowej. Banki mobilizują siły i szkolą pracowników. Paweł Sapalak jest jednym z setek przedstawicieli, którzy ruszyli w teren szukając klientów. Wertują książki telefoniczne, rozpytują znajomych. Dzwonią do lekarzy, prawników, nauczycieli, przedsiębiorców. Oferują promocyjne opłaty i zniżkowe kupony na wycieczki zagraniczne. Tylko w tym roku, według ocen ekspertów, banki rozprowadzą prawie milion kart kredytowych.
Na razie liderem jest Citibank Handlowy, który wydał ich prawie 450 tys. i kontroluje 60 proc. tego rynku w Polsce. Pozostałe banki, na czele z BZ WBK, już go gonią. Od początku roku do wyścigu włączył się też PKO BP, który obsługuje 4,5 mln rachunków osobistych i reklamuje się jako bank Pana Kowalskiego (P. KOwalskiego). Teraz niemal każdy Kowalski może dostać kartę kredytową.
Polacy polubili plastikowe pieniądze. To niemal standard, że otwierając rachunek oszczędnościowo-rozliczeniowy jednocześnie dostajemy kolorowy kawałek tworzywa sztucznego ze znaczkiem Visa czy MasterCard. Ale są to głównie karty debetowe i obciążeniowe. Za pomocą karty debetowej możemy wypłacać pieniądze z bankomatów oraz dokonywać zakupów bezgotówkowych korzystając z pieniędzy zgromadzonych na koncie, a gdy ich zabraknie, zadłużyć się do wysokości przyznanego nam przez bank limitu.