Otaczają nas setki ostrzeżeń o jeleniach, krowach, jeżach, żabach, nisko przelatujących samolotach, obrywających się skałach, podziemnych żyłach wodnych, o schodach ruchomych w dół lub górę, żwirowych poboczach czy o pobliskich cukrowniach. Jesteśmy więc świetnie poinformowani, tylko nie bardzo wiadomo, co z tą wiedzą zrobić. Rodacy, którzy mieli okazję jeździć po drogach zachodniej Europy, a także po szosach amerykańskich, mogą potwierdzić, że znaków tam jakby mniej, a jeździ się nie najgorzej.
Decyzje w sprawie ustawienia znaków i sygnalizatorów ma podejmować organ zarządzający ruchem na danej drodze. W wypadku dróg krajowych jest to generalny dyrektor dróg krajowych i autostrad, w przypadku dróg wojewódzkich – marszałkowie województw. Starostowie zarządzają ruchem na drogach powiatowych i gminnych. W miastach na prawach powiatu ruchem zarządzają prezydenci. Zarządców dróg jest więc wielu, może zbyt wielu. W dodatku w opublikowanym niedawno raporcie z kontroli NIK, przeprowadzonej w latach 2000–2002, czytamy, że wszyscy wyżej wymienieni nierzetelnie wykonywali swoje obowiązki. NIK podobnie oceniła działalność ministra infrastruktury oraz wojewodów nadzorujących to zarządzanie. – Oznakowanie dróg należy przygotowywać w oparciu o projekty organizacji ruchu – mówi wicedyrektor Departamentu Komunikacji i Systemów Transportowych NIK Małgorzata Nowakowska. – Tyle że aktualnej wersji niektórych przepisów nie ma. Jak zauważa Najwyższa Izba Kontroli, poprzednie rozporządzenie w tej sprawie straciło ważność ponad 3 lata temu! Nowe powinien wydać minister infrastruktury w porozumieniu z szefem MSWiA, ale nie wydał.