Archiwum Polityki

Zmartwienie hipopotama

Od dawna wiadomo: my Polacy, złote ptacy, jesteśmy bitni. Amerykański generał Franks zdobył jedynie Bagdad. A cywil, prezydent Łodzi, Kropiwnicki zdobył Teatr Nowy, posługując się ochroniarzami, strażą miejską i kubłem na śmieci przydatnym do stłuczenia szyby w drzwiach wejściowych. Śmieci zgarnięto spod prezydenckiego biurka, by zwiększyć siłę rażenia. Bitwę zrelacjonowały media. Słyszałem, że do Łodzi wybiera się red. Milewicz: takiego szturmu nie widział w całej swej karierze korespondenta z pierwszej linii frontu. Zdumiewa odwaga Kropiwnickiego, pogromcy komediantów. Komuna się ich bała, zatykała niepokorne usta orderami, truchlała, że bojkot może się rozszerzyć, była szczęśliwa, gdy udało się zwabić na pokoje władzy Hamleta, Cyda czy bodaj Wesołe Kumoszki z Windsoru. Prosty zetchaenowiec Kropiwnicki wolny jest od podobnych lęków. To strateg: nim podległe mu służby ruszyły do ataku, zamieścił w „Gazecie Polskiej” ogłoszenie płatne – „Z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych chciałbym życzyć wszystkim mieszkańcom Łodzi, aby spędzili ten czas w atmosferze szczególnej radości i pokoju, zgody i pojednania oraz otwarcia się na potrzeby innych...”. W kilka dni później pan prezydent zadbał o atmosferę radości i pokoju. Otworzył się na potrzeby innych, chociaż niewdzięcznicy woleliby, żeby raczej się zamknął. „Dzieląc się świątecznym jajkiem, życzę wszystkim zdrowia i błogosławieństwa Bożego” – to znowu cytat z życzeń, opłaconych z miejskiej kasy. Rozmasowując obolały bark, licząc siniaki pewnie jakiś aktorus popłakał się ze wzruszenia, że oto przewidujący gospodarz miasta życzy mu zdrowia; najważniejsze, żebyśmy zdrowi byli po bijatyce.

Popatruję na komedię łódzką i przypomina mi się wierszyk Hemara z kwietnia 1934 r.

Polityka 18.2003 (2399) z dnia 03.05.2003; Groński; s. 92
Reklama