Wywiad z dowódcą tajemniczej i zarazem mitycznej jednostki GROM nie jest łatwy, gdyż nasz rozmówca płk Roman Polko jest na działanie rozmaitych wywiadów przygotowany. Ponadto trzyma się zasady, że pełni służbę specjalną, a nie medialną. Inteligentny dziennikarz w ogóle nie zadawałby pułkownikowi pytań, gdyż albo dotyczą one spraw tajnych, albo politycznych, a te dowódca GROMU omija Łukiem Kurskim. Być może dlatego redakcja powierzyła rozmowę z płk. Polko dziennikarzowi mniej inteligentnemu, ale za to z doświadczeniem dyplomatycznym. Dyplomaci bowiem mają za zadanie wyłowić to, co ich rozmówca chciał powiedzieć niewiele mówiąc.
– Źle się stało, że wyszedłem na osobę numer 1, podczas kiedy prawdziwi bohaterowie są tam – powiedział pułkownik, którego konferencja prasowa zgromadziła tak dużo fotoreporterów i kamerzystów, jak gdyby to Clint Eastwood przyleciał z Hollywood, a nie pułkownik Polko z Iraku. Na konferencji prasowej w MON, zanim pułkownik został rzucony na pożarcie dziennikarzom, minister obrony Jerzy Szmajdziński wykonał przygotowanie artyleryjskie, mówiąc, że sam wymyślił, iż płk Polko powinien na 3 tygodnie polecieć do Kuwejtu w ramach operacji Trwała Wolność (nawiasem pisząc – co za strateg w Pentagonie wymyśla takie nazwy?), a następnie kontynuować studia podyplomowe. Płk Polko jest dla nas dużą wartością, a lepiej wykształcony będzie wartością jeszcze większą. Na dowód minister pokazał rozkaz wyjazdu 11 marca na trzy tygodnie, podpisany w przeddzień przez niego i przez pułkownika. Rozkaz ten minister może pokazać „każdej komisji śledczej”. Zapytany później, czy prawdą jest, że był raport o dymisję, pułkownik odpowiedział, że „nawet jeśli był, to sam go zniszczył”.