Nie bez powodu, jeszcze przed uderzeniem na Irak, Laura Bush odwołała organizowane przez Biały Dom sympozjum „Poetry and the American Voice” („Poezja i głos amerykański”). Zaproszeni głośni literaci mieli zamiar skorzystać z okazji i obrócić literacką herbatkę w protest przeciw wojnie z Irakiem. Choć nic z tego nie wyszło, poezja protestu nadal rozkwita, a jednym z jej przodowników jest znany i w Polsce angielski dramaturg Harold Pinter. Ku poezji skłoniła Pintera zarówno choroba (rak) jak i sprzeciw moralny. Pinter jest bojowym antyimperialistą, który na łamach „Financial Times” oznajmił, iż spotkania z premierem Tonym Blairem obawiałby się tylko dlatego, że nie powstrzymałby się od naplucia mu w twarz. Jego poezja, jak twierdzi, jest wyrazem wstrętu, jaki czuje do Stanów Zjednoczonych, „kraju rządzonego przez kryminalistów”. Jeszcze zanim doszło do wojny, Pinter opublikował dwa głośne wiersze „Democracy” i „God Bless America”. W tym drugim przedstawia wizję pędzących na wojnę Jankesów, których pieśń do Boga sieje spustoszenie i pozostawia jedynie brzydki zapach. Co to za zapach? Tłumaczymy dwuwiersz: „I całe zatęchłe powietrze jest wypełnione/Zapachem amerykańskiego Boga”. Nie ma Bush ani Blair szczęścia do poetów.